Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

Trup w «Kordianie» Słowackiego

Ze wspomnień Pauliny Wilkońskiej:

Powtórzę tu wypadek, niejednokrotnie już opowiadany, o który J. Słowacki bardzo wyraźnie w swoim Kordianie, w rozmowie cara Mikołaja z wielkim księciem Konstantym, potrącił, o którym powieść nawet i w niemieckih napotkałam pismach. Otóż jak mi tę rzecz opowiedziano: Przybyła — za rządów księcia Konstantego — młoda i piękna Angielka do Warszawy, krewna zmarłego bezpotomnie Anglika, kupca itp., w celu podniesienia po nim sukcesji. Przedstawiła się namiestnikowi Królestwa i wszelkie potrzebne uczyniła starania. Dnia jednego otrzymała zaproszenie na wieczór — niby to do Zamku — i o naznaczonej godzinie w balowym pojechała ubraniu. Nie powróciła więcej do najętego czasowo mieszkania i różnie to sobie tłomaczono, a wreszcie i zapomniano.

W pałacu dawniej Branickich był lokal, wielka sala i pokoi parę, które wynajmowała zwykle niższa warstwa kupiecka lub zamożniejsza rzemieślnicza itp. na obchody weselne lub też baliki składkowe. Inaczej apartament ten stał pusty. Dnia jednego przybył pan jakiś do gospodarza i najął te pokoje. Dał zadatek i zapowiedział, że meble przyśle niebawem. I też niezadługo przynieśli tragarze wielką szafę, którą w narożniku ustawili, a podobno, że i krzeseł parę. Ale na tym się skończyło i ani lokatora widać nie było, ni też sprzęciku żadnego. Upływały dni, tygodnie, gospodarzowi było dziwno, zapytał w “Kurierze” o lokatora swojego, ale pozostał bez wieści. Upłynęły miesiące i nikt się nie zgłosił.

Nastał czas przedadwentowy. Wydarzyło się wesele jakieś i apartament na ten obchód wynajęty został. Wyfroterowano posadzkę, pownoszono potrzebne meble, w piecach napalono.

Po odbytym ślubie weselni zebrali się goście. Roznoszono poczęstne. Wreszcie ozwała się muzyka i rozpoczęły się tańce.

Nagle powstał zaduch straszliwy, nie do zniesienia. Pań parę zemdlało. Otworzono okna, kadzono, ale nic nie pomogło. Zaduch coraz był straszniejszy i przekonano się, że pochodzi z wielkiej szafy stojącej w narożniku. Przywołano gospodarza… żądano, by szafę otworzył. ALe klucza do niej nie miał. I wreszcie uradzono, że komisarz cyrkułowy przywołanym został, który szafę otworzył. Okropność przedstawiła się ciekawym: trup kobiecy, przez robactwo stoczony, w sukni białej atłasowej, w kwiatach, ze złotymi kolczykami itp. Przerażenie było straszne i wszyscy goście pouciekali.

Śledztwo wytoczonym zostało, a potem ucichło wszystko. I tylko różne, przeróżne krążyły przypuszczenia, domysły itd.

Jeden ze znajomych naszych — urzędnik, miał w lat wiele potem akta tego śledztwa w ręku, bezużytecznie na zapylonej spoczywające półce. Bo już nigdy ta kwestia poruszoną nie została. Znać młoda Angielka sierotą była i nikt o nią nie dopytywał się wcale.

(Przypis dopowiada: “Opisana przez Wilkońską scena rozegrała się zapewne w pałacu Branickich na Nowym Świecie 1245”).

CAR
Bracie, twego serca
Powstydziłby się może najęty morderca.
Przypomnę ci zdarzenie…

WIELKI KSIĄŻĘ
Co? jakie?

CAR
Nie skłamię.
Znałeś?
(Mówi kilka słów do ucha Księciu).

WIELKI KSIĄŻĘ
Carze! milcz! milcz! milcz!

CAR
Nie! aż cię połamię
Słowami knutowymi… aż czoło wypiekę
Do mózgu myśli twoich.

WIELKI KSIĄŻĘ
Carze, ja się wściekę!
Milcz!

CAR
Milczeć?… Wszak nie jestem sumnieniem książęcia
Ani pochlebcą płatnym…

WIELKI KSIĄŻĘ
Na wszystkie zaklęcia!
Milcz!

CAR
Gdzie się owa piękna Angielka podziała?
Lat szesnaście, dziecinna, płocha, jak śniég biała,
Z błękitnymi oczyma, na balach szczęśliwa,
Na pół smutna, wesoła, mdlejąca i żywa;
Tak nieświadoma uczuć i światowéj burzy,
Że mogłaby się kochać sercem w białéj róży,
I bronić się kotarą zakrytego łoża
Przed róż kwitnących wzrokiem…
Książę siada — i trzyma oczy wlepione w ściany.
Na nią ręka Boża
Wysypała brylanty wszystkie i gwiazd ognie…
Lekki twór kryształowy złamie się, nie pognie —
Tak właśnie ona…

WIELKI KSIĄŻĘ
Ona… widzę ją…

CAR
W dzień pewny
Przed dóm Angielki, dworska zajeżdża kareta;
Zapraszają lokaje na bal do królewny.
W lekkich szatach, niemyślna jak motyl kobieta,
Przyjeżdża, wiodą w zamek — w nieznane komnaty.
Pyta, gdzie bal? gdzie światła? gdzie muzyka? kwiaty?
Wszędzie cicho… prowadzą… wiesz, gdzie wprowadzona?
Nie starłeś jeszcze z czoła śliny, którą plwała.
Mściwy — wołasz… żołnierzy wściekłych rota cała…
Wali się…

WIELKI KSIĄŻĘ
Nie kończ, carze! bo ci język skona!

CAR
Siedź i słuchaj! Wiem koniec zabawnéj powieści.
Na piękny żart się zdobył lubownik niewieści;
Jak ukryć trupa? Lato — nie włożyć do lodu!
A trzeba skryć przed carem, przed posłem narodu,
Z którego książę ukradł człowieka — gdzież schować
Jeden z przyjaciół księcia podjął się usługi,
Nie zaniedbał wszelako włosów przemalować,
Twarzy przekształcić… Potem jak Pylades drugi,
Wziąwszy odzież bogatą, krzyże, tytuł grafa,
Najął w mieście część domu i zapłacił z góry.
Do pokojów z meblami weszła wielka szafa;
Co było w szafie? nie wiem — odźwiernego córy
Myślały, że w niej szaty wieszano dziewicze.
Zamknąwszy drzwi na zamek zniknął Pylad wierny.
Upływa tydzień — drugi:.. szmery tajemnicze…
Przez szpary do pokojów zagląda odźwierny,
Nikogo… nagle krzyknął: Zaraza! zaraza!
Więc drzwi wywalił, z szafy odbija żelaza,
Okropnego coś razem wszystkie zmysły bije;
W szafie szkielet człowieka topi się i gnije…
Na trupie zapomniany brylant ogniem błyska.
Ten pierścień mówił… i dwa powiedział nazwiska:
Jej i twoje. —

20 I 2014 # # #