Orzeszkowa o miłości
We wstępie do Melancholików Orzeszkowa pisze o dekadentach, modernistach i — miłości:
Czem jest w samej istocie swojej ta potęga macierzysta i niezmierna? Gdzie, w czem, jaki jej pierwszy początek? Daremnie pytać, tak jak o wszystkie pierwsze początki rzeczy. Jest — i dość tego, aby nie rozpaczać. Ona to sprawia, że natura, sztuka, nauka, praca, obowiązek leją w człowieku pociechy i ulgi, niekiedy rozkosze i szczęście. Ale też ona jedna jest rozdawczynią tych napojów boskich i tam gdzie jej nie ma, źródło ich wysycha.
Nie ma zaś jej w przecywilizowaniu połowicznem, poszukującem tylko takich zdrojów, które gaszą pożary łakomstwa i pychy.
Nie ma jej u dekadentów przeestetyzowanych, poczytujących za początek i koniec wszech rzeczy tylko piękno i tylko drobne lub chorobliwe objawy jego i tylko dla tego, że one się im podobają.
Nie ma jej u tak zwanych modernistów, którzy, z pomiędzy pomysłów i pojęć nowożytnych, przejęli tylko, niezupełnie zresztą nowe, lekceważenie wszelkich piękności i dóbr moralnych.
Toteż wśród tych szeregów pesymizm krzewi się najbujniej. I jest to dla świata ucywilizowanego nowe najście barbarzyńców.
08 IV 2014 #Eliza Orzeszkowa #XIX wiek