Z anegdot Henryka Rzewuskiego
Jedna z wielu anegdot opowiedzianych przez Henryka Rzewuskiego i zapisanych w Moich wspomnień o życiu towarzyskim w Warszawie Pauliny Wilkońskiej:
— Był w Petersburgu wysoki dygnitarz, a miał ubogiego kuzyna, którego było potrzeba forytować w świecie. I otóż dnia jednego przełożył cesarzowi pokorną prośbę, ażeby najłaskawiej temuż kuzynowi rozkazał wydać nominacją na dyrektora lasów rządowych, położonych w guberni… nie pomnę w której, lecz dalekiej, dalekiej od Petersburga. Złożył obok dowody wysokich zdolności kuzyna, nauki, charakteru i czego tylko było potrzeba. Prośba upragniony otrzymała skutek i kuzyn ów, uznanych zdolności i zasług, otrzymawszy nominacją, z pensją pięciu tysięcy rubli rocznie, pożegnał protektorów swoich i przyjaciół wielkim, wystawnym obiadem. Upłynęło lat kilka, a może i kilkanaście, inny, również wysoki dygnitarz także znowu miał kuzyna potrzebującego donosnej [intratnej] posady. Myślał więc nad tym, myślał, aż przypomniał sobie owego dyrektora lasów rządowych w guberni… nie pamiętam. Dygnitarz wszelako spamiętał dobrze i wzięła go chętka wysadzenia tamtego, a umieszczenia nowego, w osobie swojego kuzyna. Przeto ukutą została denuncjacja wielka, we wszelkie opatrzona formalności: że obecny dyrektor dopuścił się srogich nadużyć, defraudacji przewielkich, że przez niedbalstwo i niedozór z góry a niesumienność zaprzedanych dyrektorowi podwładnych lasy popadły w stan strasznego zniszczenia itp. Wyznaczoną więc została komisja do sprawdzenia na miejscu wszystkiego. Tego ów drugi dygnitarz nie przewidział dostatecznie, że śledztwo miało się odbyć na miejscu, i nagłe stąd a wielkie zamieszanie powstało. Bo wypłynęło na jaw, że takie lasy rządowe w guberni onej nie istniały wcale, że ów urząd dyrektora był tylko udanym i że ów dyrektor, mianowany łaską cesarską, pobierający pięć tysięcy rubli rocznej pensji, nawet i z Petersburga nie wyjechał wcale! Nie chcąc zatem przejechać się na Sybir dygnitarz-oszust wraz ze swym kuzynem dyrektorem i dygnitarz-fałszywy denuncjant podali sobie pojednawczo dłonie i sprawa cała szczęśliwie zatartą została, dopóki nowy nie wystąpi denuncjant, który obydwóch oskarży.
Opowiadanie zabawiło. Czyniono różne uwagi. Pan Henryk powstał, przeszedł przez salon i usiadł na uboczu, gdzie począł opowiadać dykteryjki nie dla wszystkich uszów właściwe.
11 XII 2013 #Paulina Wilkonska #Henryk Rzewuski