Wat o Broniewskim
Z Mojego wieku Aleksandra Wata, czyli zapisu rozmów z Czesławem Miłoszem, opowieść o Władysławie Broniewskim:
Jak się tu przyplątał Broniewski? Broniewskiego spotkałem na uniwerku, na filozofii. To był świeżo zdemobilizowany oficer po siedmiu latach wojowania, szukający Boga, niesłychanie poważnie przeżywający jakieś kryzysy światopoglądowe. Całymi godzinami umiał recytować Beniowskiego — więc rodowód: Słowacki i w związku z tym Skamander, o tyle o ile Skamander miał również pewną linię Słowackiego. “Panie poruczniku, prosty jak świeca”, znasz te jego wiersze. Skamandryci go zaczęli cenić, jeszcze nic nie wydał. Zachował swoje przyjaźnie legionowe. Mógł zrobić zresztą karierę legionową, bo stary legionista, ale — jak ci mówiłem — przeżywał właśnie te duszne rozterki. Bardzo jeszcze interesujące: mieszkał z matką, z siostrami przy Daniłowiczowskiej, jego stryjem czy wujkiem jakimś był generał Konarzewski. Miał pokój taki niesłychanie arcyszlachecki, z dywanem perskim, z szablami skrzyżowanymi, z kindżałami przodków. Stało tam pianino i on nas zamęczał: strasznie źle grał Szopena, ale to strasznie źle, jednak trzeba było słuchać, bo przy tym był bardzo despotyczny jak zawsze. Więc te szable tureckie skrzyżowane na tym perskim dywanie i czamara jakaś w kącie, gdzieś jeszcze i Virtuti Militari, i jego mundury legionowe, i jednocześnie ten Lenin na biurku zaczytany, podkreślony, i te poezje. “Panie poruczniku, prosty jak świeca”… Rozumiesz, i Szopen dziki; czytałem kiedyś opisy, jak Przybyszewski grał Szopena, pewno lepiej, ale absolutnie w tym samym duchu, więc Szopen poprzez przybyszewszczyznę. To wszystko był Broniewski. Przy jakimś — co zachował do końca — no, powiedzmy sobie, prostactwie intelektualnym. Bo intelektualistą nie był, chociaż znowu nie przesadzajmy, bo on między trzecim a piątym kieliszkiem miał czasami świetny dowcip intelektualny, bardzo cienki, ale tylko między. Zależy, w jakich czasach, czasem między drugim a czwartym, a czasem między trzecim i piątym, zależnie od rozalkoholizowania. Broniewski był właściwie skamandrytą formalnym, Lechoń go bardzo cenił, uważał go za idiotę, ale cenił go jako wielki talent. Tradycje poetyckie odrzucały go od nas, dla niego byliśmy barbarzyńcami, i słusznie, i anty-Polakami, bo nasza poezja była absolutnie niepolska. Ale z drugiej strony ten Lenin i ten Majakowski, który go formalnie też jeszcze wtedy odtrącał, Majakowski bard rewolucji, Lenin bard rewolucji, pchali go znowu do nas jako tych futurystów, którzy chcą w literaturze robić rewolucję. Poza tym byliśmy pod wpływem Majakowskiego, czyli duchowo, ideologicznie byliśmy mu najbardziej bliscy. I tak się pętał między nami, a nie mógł się zdecydować na pójście do Skamandra.
23 IX 2014 #Aleksander Wat #XX wiek #Wladyslaw Broniewski