Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

Rzecz o pojedynkach

Z Józefa Bachórza Spotkań z “Lalką”:

W uniwersytetach niemieckich tego okresu istniał rodzaj studenckiej mody pojedynkowej, trwożącej władze akademickie i gorszącej postronnych obserwatorów (sarkastyczną satyrę przeciwko manii burszowskich zwad honorowych napisał Heinrich Heine). Większość tych scysji z bronią w ręku kończyła się zadraśnięciami lub lekkimi ranami, kurowanymi na libacjach, ale nie brakowało i dramatów. Uczestnikiem jednego z nich był Józef Bohdan Dziekoński, który jako dwudziestojednoletni student Uniwersytetu w Królewcu zabił w pojedynku kolegę. Uciekł przed karą z Prus, ale ten

smutny nadzwyczaj wypadek […] całą zmącił mu przyszłość. I gdy go to ukłuło, zakrwawiło go wspomnienie, cierpiał głęboko, dotkliwie, uciekał od ludzi i całkiem dla znajomych na kilka dni znikał. Mówiono, że w samotności szuka odurzenia myśli i pamięci.

Cytat ze wspomnień często tu przytaczanej Pauliny Wilkońskiej. A co do Heinego, jego wiersz pod tytułem Pojedynek “miał i ten skutek — pisze Bachórz w przypisie — że poobrażano się na Heinego; w wyniku tego poobrażania się poeta musiał chwycić za szablę i pojedynkować się”.

09 XI 2013 # # # #

Orzeszkowa, «Dnie»

W 1957 roku Edmund Jankowski natrafił w Wilnie intymny dziennik Elizy Orzeszkowej. Pisany niemożliwymi prawie do odczytania skrótami odcyfrowany został i opublikowany dopiero w 2001 roku przez Iwonę Wiśniewską.

Dz. c. Ojcze! t. od s. w op. i w obr. t. rz. k. spr. br. natch!

— Tak wyglądał na przykład dziennikowy wpis Orzeszkowej z 1 maja 1898 roku. A odczytanie:

Dzięki ci, Ojcze! Tobie oddaję się w opiekę i obronę, Ty rządź, kieruj sprawami, broń, natchnij!

Pisarka prowadziła dziennik przez 7 lat (1898-1904). Zawarła w nim najintymniejsze szczegóły swojego życia, między innymi miłość do młodszego o ponad dwadzieścia lat Feliksa Godlewskiego i nieco o swoim nawróceniu. Poniżej zdjęcie Orzeszkowej z 1904 roku i kilka dziennikowych wpisów.

Orzeszkowa

19 lutego 1900

Przyst[ęp] żalu i tęskn[oty] za [ci]eniem, płak[ałam] i modl[iłam] się wiele, rękop[is] z Kochan[owskim] do Zdziech[owskiego] wysłany. Wieść o chor[obie] biedn[ej] Dziulki. B[oże] w[ielki] i mił[osierny], br[oń] j[ej]! Wiecz[orem] niesm[aczne] żarty p[ana] Maksym[iliana] o moi[m] wyj[eździe] na wieś.

20 lutego 1900

List do Meyeta o rach[unku] z Geb[ethnerem] i Wol[ffem]. Wiadomość o jutrzejsz[ym] przyjeźdz[ie] obojga Nusb[aumów]. Nic nie miło.

12 maja 1901

(Niedziela). Pogoda cudna. N[ic] n[ie] robię. Ran[o] na ganku. Cał[y] dz[ień] goście. Ks[iążę] Urus[ow], Zamk[owski], Jacz[ynowski], etc.

13 maja 1901

Pogoda cudna. Pisz[ę] list[y]. Pożar.

20 stycznia 1902

Listów mnóstwo otrzym[uję] i piszę. Do Wodzińsk[iego], Zab[iełówny], Hirszf[eld], Woyczy[ńskiego], Kredby, Świdersk[iej], etc. Cicho. Duch uspok[ojenia]. Cz[uję] op[iekę] B[oga] nad sobą. Wicher huczy. Samotność! Nie w[iem], czy samotn[ość] serca, czy myśli w[ięcej] b[oli].

08 XI 2013 #

Markiewicza Biblioteka Narodowa

Z Almanachu Biblioteki Narodowej 1919-1969 wspomnienie Henryka Markiewicza.

Moja znajomość z Biblioteką Narodową zaczęła się bardzo wcześnie. Dziesięcioletniemu chłopcu, który słyszał już to i owo o Kochanowskim i Orszulce, wpadły w ręce Treny w opracowaniu Tadeusza Sinki; obejrzał je z wielkim respektem, ale i konfuzją: jakże tu czytać książkę, gdzie każdej linijce tekstu towarzyszy pięć linijek objaśnień? Wydawało mi się to bardzo trudne i męczące. Mój starszy kuzyn, wówczas student uniwersytetu, główny mentor domowy i autorytet absolutny, pouczył mię, że do objaśnień należy zaglądać tylko wtedy, gdy się samego tekstu nie rozumie. Dzięki temu przebrnąłem jakoś przez tę pierwszą wśród moich lektur propozycję Biblioteki Narodowej.

Markiewicz umarł w zeszłym tygodniu, miał 90 lat.

07 XI 2013 # #

Kaliszewski o miłości

Trochę ciężko uwierzyć, że to wyszło drukiem po polsku w XIX wieku, ale! Julian Kaliszewski, Pamiętniki sceptyka:

Miłość, jakakolwiek jest, dość, że jest, a jeżeli jest, więc musi być, a skoro musi być, przeto należy ją eksploatować, choćby z tego tylko względu, że daje kilka chwil zapomnienia, chwil nieocenionej wartości, bo z niczem innem w tem chwilowem życiu niedających się porównać. Używajcie jej bez nadużycia — tak pozwala ekonomia. Używajcie jej choćby z nadużyciem — tak ja wam radzę. A mam pewną zasadę: nic się na tem nie traci. Raz się umiera: prędzej, później, toć wszystko jedno. Co macie, od razu wychylcie — jutro niepewne. Cała złota przyszłość, której nic nie gwarantuje, niewarta niucha tabaki, który dziś możemy zażyć. […] Po co te krzyki na rozwiązłość obyczajów? — że ktoś rujnuje swoje zdrowie, a cóż to komu do tego? cóż może szkodzić rozsądnemu społeczeństwu? coż wreszcie całej ludzkości na tem zależy? nie będzie ten, będzie drugi, a choćby i żadnego nie było, to wtedy także nikt nie będzie szkodował. […]

Lepiej jest życie stracić w rozkosznych chwilach, jakie nam miłość daje, niżeli nędznie w czczych mrzonkach wegetować na ziemi. Wszelkie gadanie o wyższych celach, są to marzenia chorobliwych mózgów bez cienia zasady. […]

Nuże dziewczęta do wspólnej uciechy! dla nas wasze gładkie łona najwyższą rozkoszą, dla was my wszystkiem jesteśmy. Złóżmy ofiary Afrodycie, libacją Bacchusowi, a razem, a szalenie i bez pamięci! […] Nie żałujcie lubości waszego łona! pierś do piersi, a nierozerwalny splot naszych ramion i lędźwi niech będzie naszym testamentem!…

06 XI 2013 # #

Warszawianki na wykładach

Janina Kulczycka-Saloni w swojej książce pod tytułem Życie literackie Warszawy w latach 1864-1892 zacytowała anonimowego sprawozdawcę z publicznych odczytów naukowych z “Tygodnika Ilustrowanego” z 1865 roku:

Pozwólcie, warszawianki, że wam przede wszystkim złożę hołd szczerego uwielbienia, jakim mnie widok zachowania się waszego na tych dwóch, mianowicie ostatnich, wykładach natchnął. Pomiędzy mężczyznami tu i ówdzie widać było znużenie; zwłaszcza na ostatniej prelekcji, która blisko dwie godziny trwała, uwaga nie zawsze równo była natężona, ale kobiety!…

One jak prawdziwe bohaterki, w milczeniu, bez poruszenia się, wsłuchiwały się w uczone wywody prelegenta, nie dając się odstraszyć ani wyrazami niektórymi, niezrozumiałymi zapewne dla siebie. […] Widzieliśmy kilka młodych, pięknych panien siedzących w pierwszych rzędach, z głową pochyloną naprzód, z oczami zatopionymi w katedrze, ze słuchem natężonym, które by można było wziąć za żywe posągi uwagi. Dla pań naszych uczęszczających na prelekcje był to rodzaj stanowczej próby, z której śmiało powiedzieć można, że wyszły zwycięsko — powtarzam, że powinny by one stać się przykładem dla męskich słuchaczy, zwłaszcza dla tych, którzy przychodzą na wykłady naukowe uzbrojeni w szkła, zwykle dla widowisk teatralnych używane, sądząc zapewne, że perspektywy owe rozjaśnią im nie dość może bystre pojęcie.

05 XI 2013 # # #