Z odczytu Ignacego Chrzanowskiego Jan Śniadecki jako nauczyciel narodu wygłoszonego w Polskiej Akademii Umiejętności dnia 12 czerwca 1920 r.
W roku 1807 był Śniadecki już rektorem w Wilnie; miał lat pięćdziesiąt dwa. Serce biło mu — już od dawna — ku bogatej i uroczej wdowie, pani Chołoniewskiej, z którą korespondencja, mówiąc nawiasem, rzuca wcale ciekawe światło na to, jak się w matematyku miłość kobiety może łączyć z miłością wyższej matematyki. Oto raz wymawia Śniadecki swojej ukochanej, że na list od niej czekał 10 dni, 13 godzin, 25 minut i 40 sekund. Nawzajem pani Chołoniewska, zasilając się inną dziedziną wiedzy, orzekła kiedyś, że jej ukochany “ma mózg cielęcy”. Otóż ten “mózg cielęcy” powiedział Śniadeckiemu, że, wobec licznych i ciężkich obowiązków wobec kraju, jakie spadły na niego, nie wolno mu myśleć ani o szczęściu osobistem, ani o zakładaniu rodziny.
15
XI
2013
#Ignacy Chrzanowski
#Jan Sniadecki
Ze świetnego eseju Jana Józefa Lipskiego — Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy:
Strzeżmy się i podejrzliwie patrzmy na każdą nową kampanię “patriotyzmu” — jeśli jest bezkrytycznym powielaniem ulubionych sloganów megalomanii narodowej. Za frazeologią i rekwizytornią miłą przeważnie Polakowi — czają się najczęściej cyniczni socjotechnicy, którzy patrzą, czy ryba bierze: na ułańskie czako, na husarskie skrzydło, na powstańczą panterkę. “Jest to coś na kształt bagniska, traf tam, a coraz głębiej wciska” — pisze Miłosz w Traktacie moralnym.
14
XI
2013
#Jan Jozef Lipski
W 1863 roku, pod wpływem gorących jeszcze wtedy wydarzeń powstania styczniowego, Józef Ignacy Kraszewski machnął obrazek pod tytułem Dziecię Starego Miasta — powieść niezbyt może ambitną, bo nadto publicystyczną i schematyczną, ale i na tyle przesyconą warszawskością, że warto mimo wszystko sięgnąć. Krótki tylko fragment o rynku:
Wokół rynku Starego Miasta stoją jeszcze kamienice staruszki, pamiętające dawne dzieje, a w nich tuli się ludność, która starym wierna jest cnotom.
Mimo ruchliwości mieszkańców Warszawy, chętnie się z manatkami przesiedlających co kwartał (a nuż tam gdzie będzie lepiej?), Stare Miasto ma swoją ludność, która się z niego nie rusza i żyć by gdzie indziej nie potrafiła.
Szczególniej niewiasty tutejsze już na Krakowskim Przedmieściu czują się na obczyźnie. Jak górale do swych śnieżnych szczytów, tak staromiejscy ludzie przywięzują się do tych sczerniałych kamieniczek; i gdy z nich na świat wynijdą, czuć zaraz, że tam wyrośli. Życie ich, obyczaj, mowa, wszystko namaszczone starą wonią przeszłości.
Sławna owa przekupka Starego Miasta łaje straszliwie, ale zobacz ją, gdy strapione dziecię pociesza! Łzy też jej leją się po twarzy strumieniem i gotowa niezdarnemu łobuzowi wymierzyć policzek upomnienia, nie szczędzący zębów, ale pewnie po cichu odda ostatni grosz dla miłości Bożej.
Zdaje się, że te mury, do których tyle przylgnęło pamiątek, co wykołysały tyle pokoleń pracowitych, i nad kolebką dzisiejszego wyszeptały tajemniczą modlitwę, która je utrzymała na drodze miłości i prawdy.
13
XI
2013
#Jozef Ignacy Kraszewski
#Warszawa
#XIX wiek
Z rozmyślań Boya (Brązownicy):
Kiedy byłem w szkole, budzili we mnie szczerą antypatię owi filareci, filomaci i promieniści, którzy wypisywali sobie jako godło “naukę i cnotę”. To są rzeczy, które starsi zalecają młodym, a przeciw którym młodzi się buntują lub sobie z nich kpią; ale żeby młody sam sobie stawiał za ideał naukę i cnotę, to mi się wydawało potworne. Nie ręczę, że czy się bardzo myliłem i czy Mickiewicz byłby daleko zaszedł przy tych godłach, gdyby życie nie wypisało mu rychło na czole innych: namiętność i cierpienie.
12
XI
2013
#Tadeusz Boy-Zelenski
#Adam Mickiewicz
#filomaci
Z eseju Józefa Piłsudskiego pod tytułem Jak stałem się socjalistą:
Przede wszystkim więc, mówiąc o sobie, muszę wyjaśnić, czemu byłem w owym czasie rewolucyjnie usposobionym. Urodziłem się na wsi, w szlacheckiej rodzinie, której członkowie, zarówno z tytułu starożytności pochodzenia, jak i dzięki obszarowi posiadanej ziemi, należeli do rzędu tych, co niegdyś byli nazywani bene nati et possessionati. Jako possessionatus, nie zaznałem długo żadnej troski o materialne rzeczy i otoczony byłem w dzieciństwie pewnym komfortem. A że rodzeństwo moje było liczne i rodzice względem nas byli bardzo łagodni i serdeczni, mógłbym nazwać swe dzieciństwo — sielskim, anielskim. Mógłbym — gdyby nie zgrzyt jeden, zgrzyt, który sępił czoło ojca, wyciskał łzę z oczu matki i głęboko się wrażał w mózgi dziecięce. Tym zgrzytem było świeże wspomnienie o klęsce narodowej 1863 r. (urodziłem się w 1867 r.).
Matka, nieprzejednana patriotka, nie starała się nawet ukrywać przed nami bólu i zawodów z powodu upadku powstania, owszem, wychowywała nas, robiąc właśnie nacisk na konieczność dalszej walki z wrogiem ojczyzny. Od najwcześniejszego dzieciństwa zaznajamiano nas z utworami naszych wieszczów, ze specjalnym uwzględnieniem utworów zakazanych, uczono historii polskiej, kupowano książki wyłącznie polskie. Ten patriotyzm rewolucyjny nie miał określonego kierunku społecznego. Matka z naszych wieszczów najbardziej lubiła Krasińskiego, mnie zaś od dzieciństwa zachwycał zawsze Słowacki, który też był dla mnie pierwszym nauczycielem zasad demokratycznych. Były one, naturalnie, u dziecka bardzo niejasne i mgliste, lecz przy moim żywym i nieco przekornym charakterze utrwalały się przy każdym sporze, które niekiedy matka żartem prowadziła.
Poza książkami tyczącymi się Polski, czytałem dosyć dużo najróżnorodniejszych książek, wszystko, co mi tylko nawinęło się pod rękę. Najwyższe wrażenie sprawiały na mnie ksiązki, opisujące byt narodów klasycznych — Greków i Rzymian. Prawdopodobnie dlatego, że były przepełnione szczegółami walk o ojczyznę i opisami bohaterskich czynów. Oprócz tego byłem rozkochany w Napoleonie i wszystko, co się tego mego bohatera tyczyło, przejmowało mnie wzruszeniem i rozpalało wyobraźnię. Wszystkie zaś marzenia moje koncentrowały się wówczas koło powstania i walki orężnej z Moskalami, których z całej duszy nienawidziłem, uważając każdego z nich za łajdaka i złodzieja. To ostatnie zresztą było zupełnie usprawiedliwionym. W owym czasie Rosja wylała na Litwę szumowiny swoje, najpodlejsze elementy, jakie posiadała, a opowiadania o łajdactwach i barbarzyństwie tej hordy Murawjewa były na ustach wszystkich.
Warto też spojrzeć na blog Polony, gdzie dokładnie (i w dwóch językach!) opisany został mózg marszałka.
11
XI
2013
#Jozef Pilsudski
#Polona.pl