Stempowski o szkolnictwie
Jerzy Stempowski, Notatnik niespiesznego przechodnia, XX:
Na początku powojennego okresu wpadł mi w ręce specjalny numer szwajcarskiego czasopisma uniwersyteckiego, w którym rektorzy, profesorowie i doktorzy zgodnym chórem odradzali młodzieży studia wyższe nieprowadzące do zarobków i samodzielności. Krajowi — mówili — potrzebniejsi są technicy, wykwalifikowani robotnicy, rzemieślnicy. Wywody te, oparte na niepewnym kryterium użyteczności, okazały się tylko częściowo słuszne. Wynika z nich jasno tylko to, że szkolnictwo będzie coraz bardziej podporządkowane domniemanym wymaganiom rynku pracy. Nie wiem, czy najbardziej nawet giętki system szkolnictwa potrafi im sprostać. W przemyśle rodzą się co dnia nowe specjalności i brak wyszkolonego w nich personelu grozi zahamowaniem produkcji i racjonalizacji w tej czy innej grupie zakładów przemysłowych. Fabryki muszą same przeszkalać i dokształcać swój personel lub szukać go za granicą. Co kilka dni czytam o otwarciu kursów szkolących w obsługiwaniu jakichś nowych maszyn lub urządzeń technicznych.
Tekst pochodzi z 1962 roku, ale wciąż jest aktualny — i stanowi rozsądną odpowiedź na narzekania pracodawców, że uniwersytety zbyt małą wagę przywiązują do umiejętności praktycznych.
19 IX 2014 #Jerzy Stempowski #XX wiek #humanistyka