W Rozmowach Artaksesa i Ewandra, uroczej językowo protoplaście polskiej nowelistyki lub eseistyki, jak kto woli, taką pochwałę Tacyta zamieścił Stanisław Herakliusz Lubomirski, wieloletni kandydat do korony polskiej, a po godzinach średniej jakości poeta barokowy:
Historyjej rzymskiej najsławniejszy w styl po dziś dzien słynie Tacyt i najwięcej z niego tekstu teraźnieszego politycy zażywają. Drudzy też już go tak powszechnym uczynili, że każdy, nawet dzieci, byle sobie gębę (jako owo mówią) łaciną pomazali, czasem i bez rozsądku czytają go. Jest jego styl nad wszystkie inne historyczne najzwięźlejszy i tym najrzadszy, że wszystkie politycznych rządów kunszty i sztuczne postępki różnych osób, nawet i przyrodzenia każdego własnym opisaniem a krótkim i węzłowatym stylem wyraża tak dalece, że każde jego słowo ma wielką energiją i choć czasem jest trudne do pojęcia, samo jednak od siebie mówi i samo się wyraża. Stąd idzie, że dla misternych w każdym słowie konceptów wdzięcznym i miłym jest w czytaniu każdemu, który argucyje, to jest biegłe i żywe w mowie terminy, rad czyta. I ja przyznam się, że młodszym jeszcze będąc, gdym go pierwszy raz czytał, tak mi się był spodobał, żem mu na chwałę zaraz na jegoż księdze sonet taki napisał:
Ludzie i państwa, sny wieku rzymskiego
Śmiertelnym prochem nieraz zagrzebione
Umarłe cnoty, a przez cię wskrzeszone
Żywe — czynią nam nieśmiertelnego.
Kto cię nie przyzna z nich za największego,
Gdy hodnym piórem wieki ich skrócone,
Laurem zwycięskim wieńce lat plecione
Od zapomnienia ratujesz późnego.
Ty z cesarzami równasz się rzymskiemi,
Oni swych — żyjąc, ty — zmarłych strofujesz,
A żywych uczysz przykłady wielkiemi.
I tak, choć cudze laury opisujesz,
Jednakże równasz się z nieśmiertelnemi
Tym, że swą głowę laurem koronujesz.
24
IV
2014
#Stanislaw Herakliusz Lubomirski
#Tacyt
#poezja
#XVII wiek
Z książki Anieli Kowalskiej pod tytułem Warszawa literacka w okresie przełomu kulturalnego 1815–1822:
Nie wszyscy czytelnicy “Kuriera” odznaczali się tak wzorowym zrozumieniem potrzeb kraju jak ów prowincjonalny szlachcic, “obywatel powiatu pułtuskiego”, który w liście nadesłanym redakcji i wydrukowanym 6 lutego apelował: “Nie zależyż od nas samych, abyśmy przez wzgląd na niedostatek przestali trwonić grosz na zbytkowe cudzoziemszczyzny? […] a tak i konsumpcja pomnoży się w kraju, i pieniądz zostaje w domu”.
Taką właśnie obywatelską postawę stara się propagować świadomy swego wpływu “Kurier”. Cierpliwie i wytrwale przypomina i uświadamia. Na przykład 30 maja:
Fabryka pani Bourne przy ulicy Senatorskiej pod nro 477 zasługuje na uwagę. Przykłada ona wszelkiego starania do wydoskonalenia kapeluszów słomianych […] ta krajowa rękodzielnia przewyższa wiele zagranicznych, liczba kapeluszów damskich wszelkich kształtów z niej wychodzących może być dostateczną dla naszego kraju, a nawet już ich wiele biorą do Rosji i Litwy.
Żebyż tylko damy zechciały dojrzeć w noszeniu takich właśnie, krajowej proweniencji kapeluszy patriotyczny punkt honoru! Dają im przecież przykład modni kawalerowie.
Wczoraj na spacerach — śpieszył podzielić się radosną obserwacją “Kurier” z dnia 7 maja — dało się widzieć kilku z znakomitej młodzieży w słomianych czarnych kapeluszach z krajowej słomy w warszawskiej rękodzielni […] zrobionych, a w czasie letnich upałów zalecających się nadzwyczajną lekkością. Mówią, że natychmiast kilkadziesiąt takich kapeluszów w rękodzielni obstalownych zostało.
23
IV
2014
#Aniela Kowalska
#XIX wiek
#Kurier Warszawski
Juliusza Słowackiego wiersz Szli krzycząc: Polska! Polska!:
Szli krzycząc: “Polska! Polska!” — wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,
Szli dalej krzycząc: “Boże! ojczyzna! ojczyzna”.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: “Jaka?”
A drugi szedł i wołał w niebo wznosząc dłonie:
“Panie! daj, niech się czują w ludzi milijonie
Jedno z nimi ukochać, jedno uczuć zdolny,
Sam choć mały, lecz z prawdy — zaprzeczyć im wolny”.
Wtem Bóg nad Mojżeszowym pokazał się krzakiem
I rzekł: “Chcesz ty, jak widzę, być dawnym Polakiem”.
22
IV
2014
#Juliusz Slowacki
#poezja
#XIX wiek
Ze wstępu Miłosza do tłumaczenia Pieśni nad Piesniami:
André Chouraqui, pochodzący z Algieru i wychowany w kulturze francuskiej, jest autorem nowego, dosłownego przekładu Biblii na francuski z hebrajskiego i greckiego. To, co mówi w swoim wstępie do Pieśni nad Pieśniami, jest tak piękne i wzruszające, że muszę go zacytować:
Urodziłem się w rodzinie żydowskiej wiernej tradycjom Izraela: od najmniejszego słyszałem, jak śpiewano Pieśń nad Pieśniami zachowując starożytne rytmy, które natchnęły śpiew gregoriański. Jako dziecko co piątek na wieczornym nabożeństwie czułem tę samą żąrliwość co wszyscy zgromadzeni w naszej pięknej synagodze w Aïn-Témouchent, kiedy intonowano Pieśń na początku liturgii Szabatu. Wszyscy, mężczyźni, kobiety, dzieci, śpiewali ten tekst albo słuchali go jak w ekstazie. Był to niewątpliwie tekst sakralny, pieśń transcendentna. Nikt nigdy nie wyobrażał sobie, że mogłoby być w tym coś nieprzystojnego, trywialnego, a nawet cielesnego. Wierni byli to ludzie prości, rzemieślnicy, sklepikarze, robotnicy, rolnicy, trochę “intelektualistów” ze świeżo ukończonymi uniwersytetami francuskimi. Wszyscy śpiewali z przejęciem ten miłosny poemat, nie myśląc go ani cenzurować, ani poprawiać. Chodziło dla nas o tekst święty, który miał nas pouczyć i pomóc do oczyszczenia. W ciągu całego życia nie zdarzyło mi się usłyszeć z ust tych, którzy z Pieśnią obcują, żadnej lekceważącej aluzji co do jego treści. Jasny i prosty, był przyjęty z całą prostotą serc czystych. Rozumiano go w odniesieniu do Biblii, do miłości, jaką darzy Adonaj całe stworzenie, swój lud i każde ze swoich stworzeń.
21
IV
2014
#Czeslaw Milosz
#Biblia
#judaizm
#Andre Chouraqui
Z Rozmyślań Antoniego Lange wiersz Kto tam?:
Czasem, gdy noc mię czarną swoją mgłą osłoni,
Śni mi się, że gwałtownie ktoś do drzwi mych dzwoni,
Wzywając mnie do pilnej nieoczekiwanej
Sprawy. — Budzę się — wstaję — spieszę nieodziany —
Drżę z zimna, ale we mnie żyje pełna wiara,
Że to ktoś rzeczywisty dzwoni, nie zaś mara.
Łańcuch opuszczam, klucz wykręcam, drzwi otwieram
I w czeluście otwartych sieni w mrok spozieram.
Kto tam?
Szary świt już tu pełga, a ja widzę z trwogą —
Że tam za drzwiami nie ma nikogo.
Nikogo?
Nie — tam ktoś jest — na pewno — ktoś z nieskończoności —
Ale jak się przyjmuje takich wielkich gości?
Czuję to wskroś — tam — w sieni — jest ktoś, niewidzialny —
Co przyszedł, by mnie wezwać poza świat realny,
I przynosi mi ważną jakąś wieść zza świata,
Ale brak nam języka, który nas pobrata —
Brak nam oczu, by wzajem zobaczyć swą postać —
I nie wiem, czy mam odejść, czyli mam tu zostać —
Bo lękam się, że stracę wielką tajemnicę,
Którą mi ten, co dzwonił, miał olśnić źrenice!
Kto tam?
Powracam. Spać nie mogę — ni leżeć — ni siedzieć,
I nigdy się nie dowiem, co mi miał powiedzieć!
20
IV
2014
#Antoni Lange
#poezja
#XX wiek