Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

Wat, «Poślubiona»

Poważny bardzo i przejmujący wiersz Aleksandra Wata napisany dla żony w czterdziestolecie małżeństwa — Poślubiona. Na nasze czterdziestolecie:

…L’Epousée au front diaphane
Lis pur qu’un rien terni et fane.

(Sully Prudhomme, L’Epousée)

Niech nie odkrywa Jej okiem,
Póki nie przemył go w świetle
Ranka, w śniegach góry dalekiej,
Na łagodnych pagórach ziół,
W strumieniu kantat Jana Sebastiana
Bacha.

Niech nie kładzie na Niej ręki,
Póki nie zmył z niej gwałtów. Krwi.
Przelanej. Przyjętej. I nie wytrawił
Czułością, dobrymi uczynkami,
Znojem prac w ziemi rodzicielce,
Grą na klawesynie albo okarynie.

Niech nie zbliża do Niej ust,
Póki nie spłukał kłamstwa,
Póki nie pił z wody źródła żywej,
Póki ich nie wypalił w ogniu żywym,
Póki nie uświęcił w Tabernaculum
Łaski i słodyczy.

Palma de Mallorca, w nocy z 18 na 19 stycznia 1967.

30 X 2015 # # # #

Korab-Brzozowski, «Kwiaty»

Wiersz Stanisława Korab-Brzozowskiego Kwiaty:

Kwiaty grzechu, zepsucia, o kwiaty pokuszeń!
Wabiące zmysły moje czarem i urokiem
Nieznanych, tajemniczych rozkoszy i wzruszeń…
— Pokąd na was cielesnym spoglądam okiem —

Dziś wiem już, że jesteście na kształt trybularzy
Z których płynie ku niebu wciąż ofiara woni;
dziś wiem już, że w odblaskach waszych barw się żarzy
Modlitwa uroczysta pól, lasów i błoni.

Kwiaty święte, anielskie, kwiaty modlitewne!
— Odtąd nigdy nie będą zrywać was me ręce —
Z kielichów swych tęczowych ślijcie wonie zwiewne
Królowej ziół i kwiatów, przeczystej Panience.

29 X 2015 # # #

Verlaine, «Święto zboża»

Wiersz Paula Verlaine’a Święto zboża w tłumaczeniu Stanisława Korab-Brzozowskiego:

Oto jest świę†o zboża, oto jest święto chleba
W mej wiosce, którą dzisiaj oglądam na nowo!
Dokoła gwar radosny, a blask spływa z nieba
Tak biały, że cień każdy barwi się rózowo.

Ze świstem sierp raz po raz w fali złotych kłosów
Zanurza się i miga błyskawicą lśnienia;
Dolina pełna ludzi, snopów i pokosów,
I z każdą niemal chwilą obraz pól się zmienia.

Uwijają się żeńce, wszędzie ruch i życie,
A słońce, sprawca żniwa spokojny, wciąż płonie
I pracuje bez przerwy, ażeby obficie
Sok i słodycz we winnem nagromadzić gronie.

O pracuj, stare słońce, na chleb i na wino,
Karm człeka mlekiem ziemi i podaj mu czaszę
Z której zdroje boskiego zapomnienia płyną.
Żniwiarze, winobrańcy! o, szczęsne dni wasze!

Albowiem z winogradów plonu, z plonu zboża,
Z owoców, które zbiera wasza praca cicha,
Wedle swoich zamiarów czyni mądrość Boża
Ciało dla hostyi świętej i krew dla kielicha.

10 IV 2015 # # # #

Przerwa-Tetmajer, «Dzwony św. Piotra w Rzymie»

Kolejny z włoskich obrazków Kazimierza Przerwy-Tetmajera: Dzwony św. Piotra w Rzymie:

Za każdym grzmotem dzwonów, zda się, że wylata,
Z kopuły huf aniołów w cztery strony świata,
A każdy, z wichrem włosów w swej ręce olbrzyma
Miecz płomienny, w źrenicach sto błyskawic trzyma,
I lecą… Ziemia gnie się… Nad miasty i sioły
Zawisają spiżową chmurą te anioły,
I zda się, swoją straszną i ogromną mocą
Słońce strącą gdzieś w przepaść i niebo zdruzgocą!

07 IV 2015 # # #

Maeterlinck, «Modlitwa»

Wiersz Maurice’a Maeterlincka Modlitwa w tłumaczeniu poety Stanisława Korab-Brzozowskiego:

O bądź mi, Panie, ku pomocy,
Żem nie na progu moich chęci!
Ma dusza blada jest z niemocy,
I z białej trudów niepamięci.

Ma dusza w bezczynności męce,
Ma dusza blada z łez i łkania
Patrzy, jak jej znużone ręce
Nad kwiatem drżą, co bez świtania.

A gdy me serce, tchnąc agonią,
Bańki różowych snów rozwiewa,
Dusza ma wiotką z wosku dłonią
Księżyca pełnię mdłą podlewa.

Księżyca pełń, gdzie przeźroczeją
Lilie pożółkłe dni jutrzejszych;
Księżyce pełnię, w której mdleją
Cienie mych rąk coraz smutniejszych.

04 IV 2015 # # # #

Staff, «Gnój»

Z pochodzącego z 1919 roku tomu Ścieżki polne sonet Gnój Leopolda Staffa:

Czcigodny gnoju, dobroczynne łajno,
Tchnące, jak znojna najmity pazucha
I nowa skóra chłopskiego kożucha,
Ostrej tężyzny siłą życiodajną!

Żyzności łaskę kryjesz w sobie tajną
I ciało ziemi łaknie twego ducha.
W tobie nadzieja pól i wsi otucha,
Bo czynisz siejbę stokrotnie wydajną.

Zdrowiem z obory kiedy bijesz mlecznej,
Masz dziką świeżość potęgi odwiecznej,
Którą się brzydzą mieszczuchowie słabi.

Lecz czarnym bogom pracy, gdy im w lica
Dymisz w świt chłodny, niby kadzielnica:
Pachniesz jak wszystkie wonności Arabii!

20 I 2015 # # #

Słowacki, fragment

Z nieukończonego dramatu Juliusza Słowackiego — Zawiszy Czarnego — kontrowersyjny fragment:

W Polszcze… rycerze naprzód w polu się popiszą,
A potem w karczmach sobie… za to ciągną trunek
I pić mogą przez całe życie na rachunek;
I gdy im w poprzek jacy przeciwnicy staną,
Mogą przez całe życie tą krwią nie wylaną,
A z której sobie czopa wyjęli… husarze,
Mogą przez całe życie pluć, mospanie, w twarze
I opinie tym swoje… rozgłaszać w pokoju,
Na tym słowie oparci tylko: “Byłem w boju”…

19 I 2015 # # #

Verlaine, «Dobra pieśń»

Wiersz Paula Verlaine’a Dobra pieśń w tłumaczeniu Stanisława Korab-Brzozowskiego:

Ponieważ brzask się zwiększa, ponieważ zorza już płonie,
Ponieważ nadzieja, która tak długo ode mnie stroniła,
Raczyłą znów przyjść do mnie, który ją wołam i wzywam;
Ponieważ całe to szczęście chce być mojej szczęściem,
Skończyły się już teraz nieszczęsne myśli,
Pierzchły złe sny, ach, zniknęła nareszcie
Ironia, zaciśnięte usta
I słowa, w których rozum zimny tryumfował;
Zdala także zaciśnięte pięści i gniew
Z powodu niegodziwców i głupców spotykanych;
Zdala przebrzydła uraza! zdala
Zapomnienie, którego się szuka w napojach szkaradnych!
Albowiem chcę teraz, kiedy istota świetlana
Wlała w moją noc głęboką tę jasność
Miłości zarazem nieśmiertelnej i pierwszej,
Przez łaskę, przez uśmiech, przez dobroć
Chcę, wiedziony przez was, piękne oczy o łagodnych blaskach,
Przez ciebie prowadzony, o ręko, w której ma ręka zadrży,
Iść prosto, czy to po ścieżkach mchem okrytych,
Czy skały i kamienie zalegają drogę;
Tak, chcę iść prosto i spokojny przez życie,
Do celu, do którego los zwróci me kroki,
Bez oporu, bez żalu, bez zawiści:
To będzie obowiązek szczęśliwy radosnych walk.
A ponieważ, by ukołysać dłużenie się drogi,
Śpiewać będę nuty proste, powiadam sobie,
Że one słuchać mnie bez niechęci będzie zapawne:
I zaprawdę, nie pragnę innego raju.

16 I 2015 # # # #

Staff, «Dymy»

Wiersz Leopolda Staffa Dymy, zadedykowany — Julianowi Tuwimowi, który zresztą do końca życia uważał Staffa za poetyckiego mistrza, a siebie za skromnego ucznia.

Na przedzmierzchową miasta wrzawę
Dymów pokłada się zasłona,
Słońce zachodzi wielkie, krwawe
I złe jak serce faraona.

Po piramidach mrówczej pracy
Gnuśnieją kłody rąk z rozkoszą.
Prostują zgięty grzbiet garbaci
Worami, które przez dzień noszą.

Kalendarz kartkę z siebie zdziera,
Wieczór spokoju w domu czeka,
Zielona furtka się otwiera,
Mój czarny piesek na mnie szczeka.

31 X 2014 # # # #

Balmont, «Sztyletowe słowa»

Wiersz Konstantego Balmonta Sztyletowe słowa w przekładzie Juliana Tuwima:

Już mam dość tych zwiewnych śnień,
Dość tych godów harmonijnych,
Dość zachwytów wzniosłych, drżeń,
Kołysanek melodyjnych!
Chcę rozedrzeć blaski zórz
I błękity snów gasnących!
Teraz — gmachów chcę płonących,
Teraz — chcę ryczących burz!

Upojenie, sen głęboki
Myśl przytępia złudą mar,
Niech więc drgną w mym sercu mroki,
Niechaj z mórz wybuchnie żar!
Dziś chcę nowych strun rozdzwonnych
Dla mych nowych uczt i snów!
Sztyletowych pragnę słów
I okrzyków chcę przedzgonnych!

29 X 2014 # # # #

Rolicz-Lieder, «Widzenie»

Sonet Wacława Rolicz-Liedera z pierwszego tomu poezji:

Wieczór przenudny! jeden z tych wieczorów,
W których się człowiek rozpływa z tęsknoty:
Książek mam pełno, lecz nie ma ochoty!
Myśli zabrakło jaśniejszych kolorów.

Milcząc fliżankę herbaty nalewam:
Tytuń zazwyczaj czas ukraca mile;
Więc farsystańskie zapalam nargile
I ciągnąc smoczek, smutnawo poziewam.

W dymie kochanki widzę nikłe cieni,
Trzyma fliżankę, pędzelek, paletkę,
Maluje róże w mgławicznej przestrzeni.

Znika; po ścianie gonię jej sylwetkę,
Na widok czarki łza w oczu się mieni:
Toć Ona na niej kładła z róż winietkę.

27 X 2014 # # #

Zawistowska, «Cieniem byłeś ty dla mnie...»

Mistrzowski, sadystyczny nieco wiersz młodpolskiej poetki Kazimiery Zawistowskiej:

Cieniem byłeś ty dla mnie, bladym, wątłym cieniem.
Jak kwiat w wodzie odbity, tracąc woń, kolory,
Żywego tylko kwiatu ma nikłe pozory —
Tak w twych oczach oczu innych szukałam wspomnieniem.

O minionym śnie byłeś dla mnie tylko śnieniem
I przy tobie me myśli, błędne meteory,
Tęczą wspomnień barwiły ów kwiat różnowzory,
Ów kwiat żywy wciąż we mnie — któregoś ty cieniem.

I czasem żal mi ciebie, bo ci jestem dłużną.
Żary duszy twej padły na opokę twardą.
I czasem żal mi ciebie, żeś nie poszedł z wzgardą,

Żeś nie poszedł ode mnie ty, karmion jałmużną!
Tylko został gdzieś w głębi twej pokornej duszy
Jak ślad bicza, pręg krwawy od krwawych katuszy.

25 X 2014 # # #

Supervielle, «Kiedy się przypływ nocy...»

Wiersz Jules’a Supervielle’a w tłumaczeniu Adama Ważyka:

Kiedy się przypływ nocy do ust moich toczy
I krew zupełnie czarna sięga podniebienia,
Wół snu powoli wznosi mnie i wtedy czuję,
Jak się we mnie obraca oś mego spojrzenia.
Wchodzę w obszar zamknięty czującego ciała,
W ten kraj, który oddycha i tętni pod skórą,
Moje kości skałami są tych szorstkich równin,
Gdzie rośnie rzadkie ziele zwane arlizaną,
I tak podróżny, kiedy przybywa z daleka,
Obcym wzrokiem odkrywam swój pejzaż człowieka.

22 X 2014 # # # #

Mickiewicz, «Komar»

Mało znany młodzieńczy wiersz Adama Mickiewicza inspirowany podobnymi juweniliami Wergiliusza:

Komar, niewielkie licho, lecz bardzo czupurne,
Wyciągnąwszy różeczki i skrzydła poczwórne,
I żądełko krwi chciwe, latał ponad śpiącym
I “Krwi, krwi, krwi, krwi!” wołał głosem bzykającym.

“Drżyj, człowieku, wybiła ostatnia godzina,
Jestem Marat owadow, lotna gilotyna”.
Az przebudził się człowiek, czatowal po głosie
I za pierwszym ukłuciem pac, zabił na nosie.

Szedł z nieboszczykiem w okno, nie mogl znaleźć śladów
Tej lotnej gilotyny, Marata owadów,
Człowiek, gniotąc go w palcach: “Nie budź śpiących, bracie,
Atomie terroryzmu, owadów Maracie

Kiedyś tak małe licho, nie rób tyle krzyku,
A kiedy chcesz ukąsic, kąsajże bez bzyku.
Jeśli ci krwi potrzeba, gdzie chcesz nos mi wtykaj,
Tylko, kiedyś tak mały, kąsaj, a nie bzykaj”.

20 X 2014 # # #

Lange, «Czasami śród kochanków...»

Sonet Antoniego Lange Czasami śród kochanków…:

Czasami śród kochanków tak płynie rozmowa
Jako z brzękiem śród kwiatów latające pszczoły:
Tak miodem woniejący, tak dźwięcznie wesoły
Jest duch, którym śpiewają bezwiedne ich słowa.

Starczy im półuśmiechu, wyrazu połowa,
By się pojąć zupełnie lub choćby na poły,
Co dla nich jednoznaczne, gdyż — jako anioły
Wiecznie w modłach, tak wieczna marzeń ich osnowa.

Jedno niemal drugiego uprzedza wyrazy,
Powtarza je, dopełnia, krzyżuje, przeplata,
Lub wlewa w nie melodye — kolory — ekstazy.

I tak płynie kochanków rozmowa skrzydlata,
Jakgdyby za nich śpiewał jakiś duch zza świata,
Dwa serca w jeden kryształ zlewając bez skazy.

17 X 2014 # # #

Miłosz, «Sekretarze»

Wiersz Czesława Miłosza Sekretarze:

Sługa ja tylko jestem niewidzialnej rzeczy,
Która jest dyktowana mnie i kilku innym.
Sekretarze, nawzajem nieznani, po ziemi chodzimy,
Niewiele rozumiejąc. Zaczynając w połowie zdania,
Urywając inne przed kropką. A jaka złoży się całość
Nie nam dochodzić, bo nikt z nas jej nie odczyta.

13 X 2014 # # #

Korab-Brzozowski, «Próżnia»

Wiersz Stanisława Korab-Brzozowskiego Próżnia:

Drzewo samotne, obnażone
Podnosi chude swe ramiona,
Rozpaczy hymny śle chropawe
Do stalowego nieba próżni.

Pod drzewem stoi krzyż zmurszały,
Na nim rozpięty Chrystus kona,
Wznosząc swe oczy beznadziejne
Do stalowego nieba próżni.

Pod krzyżem dusza ma cierpiąca
Z otchłani czarnej swej nicości
Wznosi pragnienia obłąkane
Do stalowego nieba próżni.

11 X 2014 # # #

Whitman, «Mężny, przezorny, wierny...»

Wiersz Walta Whitmana Mężny, przezorny, wierny i mój drogi towarzysz w przekładzie Zenona Przesmyckiego (Miriama):

Z mozołem wędrując przez lasy Wirginii,
Przy szmerze liści uschniętych, które trącała ma stopa (jesień to była podówczas),
Ujrzałem u dębu podnóża mogiłę żołnierza;
Ranny śmiertelnie, tu zmarł i pogrzebion w ucieczce (łatwo zrozumieć to mogłem);
Krótki spoczynek w południe, potem dalej! czas pędził, lecz został ten napis,
Nabazgrany na deseczce, przybity na drzewie nad grobem:
Mężny, przezorny, wierny i mój drogi towarzysz.

Długo, długo dumałem, potem w dalszą udałem się drogę;
Wiele zmian potem czas przyniósł, wiele scen i zjawisk życiowych;
Jednak często, o różnym czasie i na różnym miejscu,
W cichej samotni lub w rozruchu miasta, powoli albo z wielką gwałtownością
W oczach mi staje grób nieznanego żołnierza — i prosty, szczery ów napis w lasach Wirginii:
Mężny, przezorny, wierny i mój drogi towarzysz.

09 X 2014 # # # #

Baudelaire, Miłosz i nieznajome

Dwa wiersze o kobietach nieznajomych; pierwszy — Charles’a Baudelaire’a, Do przechodzącej, w przekładzie Mieczysława Jastruna:

Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane.
Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna
Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna
Lekko unosiła wyhaftowaną falbanę.

Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami.
A ja piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień,
W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,
Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami.

Błyskawica… i noc! — pierzchająca piękności,
Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce,
Czyliż cię mam zobaczyć już tylko w wieczności?

Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej!
Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła,
Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła!

I Czesława Miłosza Esse:

Przyglądałem się tej twarzy w osłupiniu. Przebiegały światła stacji metra, nie zauważałem ich. Co można zrobić, jeżeli wzrok nie ma siły absolutnej, tak, żeby wciągał przedmioty z zachłyśnięciem się szybkości, zostawiając za sobą już tylko pustkę formy idealnej, znak, niby hieroglif, który uproszczono z rysunku zwierzęcia czy ptaka? Lekko zadarty nos, wysokie czoło z gładko zaczesanymi włosami, linia podbródka — ale dlaczego wzrok nie ma siły absolutnej? — i w różowawej bieli wycięte otwory, w których ciemna błyszcząca lawa. Wchłonąć tę twarz, ale równocześnie mieć ją na tle wszystkich gałęzi wiosennych, murów, fal, w płaczu, w śmiechu, w cofnięciu jej o piętnaście lat, w posunięciu naprzód o trzydzieści lat. Mieć. To nawet nie pożądanie. Jak motyl, ryba, łodyga rośliny, tylko rzecz bardziej tajemnicza. Na to mi przyszło, że po tylu próbach nazwania świata umiem już tylko powtarzać w kółko najwyższe, jedyne wyznanie, poza które żadna moc nie może sięgnąć: ja jestem — ona jest. Krzyczcie, dmijcie w trąby, utwórzcie tysiączne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzając to jedno: jest! I po co zapisano stronice, tony, katedry stronic, jeżeli bełkocę, jakbym był pierwszym, który wyłonił się z iłu na brzegach oceanu? Na co zdały się cywilizacje Słońca, czerwony pył rozpadających się miast, zbroje i motory w pyle pustyń, jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: jest?

Wysiadła na Raspail. Zostałem z ogromem rzeczy istniejących. Gąbka, która cierpi, bo nie może napełnić się wodą, rzeka, która cierpi, bo odbicia obłoków i drzew ne są obłokami i drzewami.

08 X 2014 # # # # # #

Haraucourt, «Z księgi Seul»

Wiersz Edmonda Haracourta Z księgi: Seul w przekładzie Stanisława Korab-Brzozowskiego:

Mistrzu! tkwiące w przestrzeni prawo ostateczne,
Źródło prawd wszelkich, których szukamy jałowo,
Ciebie wzywam, o blasku prawdy, boskie Słowo,
Ty, który trwasz, gdy wszystko mija — niestatecznie.

Jeśli kiedy zgrzeszyłem w chwili zapomnienia,
Jeślim duszę mą zbrukał i upadłem w drodze,
Ty, iż widzisz, gdy szukam, wiesz, gdy błądzę srodze,
Racz obmyć serce moje z brudu i splamienia.

Sprawiedliwości, morska latarnio przedwieczna!
Rzuć odblask swej jasności na drogi mej cienie,
A jeśli ręka komu zadała cierpienie,
O wskaż go, by mnie boleść ruszyła serdeczna.

Uczyń, by nikt stąd z płaczem nie odszedł ode mnie,
Umocnij moją duszę, niech się stanie chrobra,
Niech słodycz przebaczenia napełni ją dobra
I mądrość, która wszystkie wskroś przenika ciemnie.

07 X 2014 # # # #

Syrokomla, «Owidiusz na Polesiu»

Wiersz Syrokomli o Owidiuszu, z którego zresztą znany i cytowany jest najczęściej tylko początek, który cytuję poniżej —

August Cezar, co niegdyś dla pańskiego tonu
Posprowadzał do Rzymu muzy z Helikonu,
Nie szczędząc hojnych darów i sutych przyrzeczeń,
Wirgilich i Horacych zapraszał na pieczeń, —
Dostrzegł, że z etykiety straszliwą obrazą,
Bałamuci mu córkę Owidyusz Nazo.
Był to poeta, dworak przy wielkim Auguście,
A pannie były jego pentametra w guście…
Julka to, panie, była hoża czarnobrewka,
Rzymianka, krew nie woda, spirytus nie dziewka…
Dyabeł nie śpi w tych rzeczach, może być nieładnie…
1861. Borejkowszczyzna

05 X 2014 # # # #

Korab-Brzozowski, «Anioł Pański»

Wiersz Stanisława Korab-Brzozowskiego Anioł Pański:

Łkają przeciągle dzwony nieszporne,
Prosząc o ciszę dla zmarłych dzielnic;
W mojej samotni, jakby z kadzielnic,
Snują się zwolna mroki wieczorne.

Prosząc o ciszę dla zmarłych dzielnic,
Dziwna tęsknota łka w moim łonie;
W mojej samotni, jakby z kadzielnic,
Mdlejących kwiatów snują się wonie.

Dziwna tęsknota łka w mojem łonie;
Słyszę pożegnań żałobne psalmy,
Mdlejących kwiatów snują się wonie,
Na trumnie więdną święcone palmy.

Słyszę pożegnań żałobne psalmy,
Oczy przesłania opona mglista,
Na trumnie więdną święcone palmy:
“Niech światłość świeci jej wiekuista”.

Oczy przesłania opona mglista;
Kolana same gną się pokornie —
“Niech światłość świeci jej wiekuista” —
Łkają przeciągle dzwony nieszporne.

03 X 2014 # # #

Savanarola, «Do dziewicy»

Wiersz Girolamo Savanaroli Do dziewicy w przekładzie Stanisława Korab-Brzozowskiego:

Łaskiś pełna, królowo, chwalebna Dziewico,
Od której czoła słońce światłość swoją bierze,
Matko Tego, któremu cześć niesiem w ofierze,
Rodzica Jego, Córo i Oblubienico;

Tryumfie niebios, lampo, której blaski świecą
Na ziemię i piekielnie przenikają leże,
Potęgo, której pojąć świat nie zdołą w mierze,
Drogich gem oryentalnych przedziwna skarbnica.

O Pani! obróć na mnie Twoje piękne oczy,
Jeśli miłem Ci było owo pierwsze “Ave”,
Które przyszło na padół ten z niebios przezroczy.

Nie patrzaj na upadki moje ciężkie, krwawe;
Niech drogą Twych wybrańców chodzić się nauczę,
Na zawsze niech Ci zwierzę serca mego klucze.

02 X 2014 # # # #

Przerwa-Tetmajer, «Virgini intactae»

Wiersz Virgini intactae (łac. Dziewicy nietkniętej) Kazimierza Przerwy-Tetmajera (i przy okazji: ciekawe, jak słowo “pójdź” zupełnie zmieniło znaczenie: pod koniec XIX wieku znaczyło nic więcej jak “chodź”):

Ust twych więc usta nie tknęły niczyje?
Nikt nie uścisnął twojej drżącej ręki?
Nikt się nie oplótł w twoich włosów pęki,
Ani się wessał w twoją białą szyję?

Nikt się nie wsłuchał, jak twe serce bije,
Jak omdlewają słów błękitne dźwięki,
A ciała twego kształt smukły i miękki
Zdrój tylko widział i wodne lilije?

I nigdy dumne to, królewskie ciało,
W niczyich ramion uścisku nie drżało?
Pragnienie twoje jest jak blask o wschodzie?

Nigdy w twych oczu słonecznym ogrodzie
Nie trysła rozkosz kwiatami złotemi?
Pójdź! Tyś jest szczęściem najwyższem na ziemi!

30 IX 2014 # # #

Saint-Gelais, «Do zazdrośnika»

Przekład Leopolda Staffa wiersza Mellina de Saint-Gellais (1491-1558) — Do zazdrośnika:

Modlę się Bogu by dał biedę tobie,
Zimę bez ognia i starość bez domu,
Spichlerz bez ziarna u roku przełomu,
Bez win piwnicę w długiej lata dobie.

Modlę się Bogu byś z jego zrządzenia
Nie miał u siebie nic oprócz przykrości,
Tak, byś chcąc zaznać nieco przyjemności —
Pragnął się dostać na gwałt do więzienia.

Modlę się Bogu, panu świętych ligi,
Abyś zdobywał swój chleb w żebraninie,
Sam i nieznany i w obcej krainie,
Niezrozumiany z mowy i na migi.

Modlę się Bogu, byś czekał w potrzebie,
Aż drzwi otworzą tobie przez noc całą,
W kurcie pod rynną, kiedy będzie lało,
I by nie chciały drzwi usłyszeć ciebie.

28 IX 2014 # # # #

Słowacki, «Hymn. Smutno mi, Boże»

Juliusza Słowackiego hymn Smutno mi, Boże:

Smutno mi, Boże! — Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowej wodzie
Gwiazdę ognistą…
Choć mi tak niebo Ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!

Jak puste kłosy, z podniesioną głową
Stoję rozkoszy próżen i dosytu…
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed Tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!

Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali
Ostatnie błyski…
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
Smutno mi, Boże!

Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!

Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!

Ty będziesz widział moje białe kości
W straż nie oddane kolumnowym czołom;
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
Mogił popiołom…
Więc, że mieć będę niespokojne łoże,
Smutno mi, Boże!

Kazano w kraju niewinnej dziecinie
Modlić się za mnie co dzień… a ja przecie
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,
Płynąc po świecie…
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!

Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli Twoi w niebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie
Patrzący — marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi, Boże!

26 IX 2014 # # #

Przerwa-Tetmajer, «Motyl»

Wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera, Motyl:

Wyżej! Kędy wiatr gwiżdże i po turniach dzwoni,
Tam, kędy obłok oparł o głaz białe stopy
I złotych blasków słońca wziąwszy na grzbiet snopy,
Ku błękitnym niebiosom wzniósł purpurę skroni!

Wyżej! Gdzie krzywoszpony ryś w chytrej pogoni
Ściga dzikich kóz szereg błyskawicostopy;
Gdzie się z urwisk śniegowe zsypują roztopy
Z hukiem na zżółkłe trawy o uwiędłej woni…

Wyżej!… Szczyt — powódź wierchów… Jak pusto… W zawrotnej
Wyżynie coś się bieli u skalnej krawędzi —
Ha! motyl, biały motyl, wiatr go tutaj pędzi…

Pod nim ciemna toń stawu… leci ku głębinie,
Zmęczył się, spada niżej, niżej — ha! już ginie —
Samotny wbiegł pod słońce i zginął samotny.

24 IX 2014 # # #

Petőfi, «Homer i Osjan»

Wiersz Homer i Osjan Sándora Petőfiego w tłumaczeniu historyka literatury, Juliusza Wiktora Gomulickiego — z tomu Zygzakiem.

Gdzież są dziś Grecy i gdzież są Celtowie?
Jedni i drudzy zniknęli,
Niby dwa grody wspaniałe,
Przepadło w morskiej czeluści.
Dwie tylko wieże sterczą z wód otchłani,
A te dwie wieże — to Homer i Osjan!

Pierwszy był żebrakiem,
A drugi synem królewskim.
To przepaść!
W jednym wszelako byli sobie równi,
Bo obaj byli ślepcami.
Może to płomień, co gorzał w ich duszach,
A może świetny blask ich wielkiej sławy
Odebrał światło ich oczom?

O wzniosłe duchy! Gdy tylko dotkniecie
Strun swoich lutni czarodziejską dłonią,
Zaraz tworzycie — niby słowo boże —
Świat jakiś nowy przed ludzkim obliczem:
Przedziwnie piękny
I przedziwnie wielki!

Czy wy słyszycie Homera?
W pieśni się jego, jak w kopule niebios,
Odbija uśmiech łagodnej radości;
Tutaj się rodzi purpura jutrzenki
I świetne złoto południowych godzin,
Spływając później łagodnym potokiem
Na lazurowe fale morskiej toni
I na objęte nią zielone wyspy,
Na których z ludzkim rodzajem bogowie
Mile pospołu igrają.
Dzieląc twoje zabawy, o boska miłości!

A czy widzicie, oto tam, Osjana?
We mgłę spowity, nad Północnym Morzem,
Wśród dzikich skał, pospołu z groźną burzą
Huczy swą pieśń poprzez bezkształtną noc…
I wstaje księżyc,
Zachodzącemu słońcu prawie równy
Krwawą czerwienią,
Ponurym światłem pokrywając pustkę,
Po której krążą w posępnych szeregach
Cienie rycerzy
Poległych wśród bitwy.

Wszystko promienne
I wszystko kwitnące —
Zawiera twoja pieśń,
Przodku żebraków, Homerze!
Wszystko ponure
I wszystko pustynne —
Zawiera twoja pieśń,
Potomku królów, Osjanie!

Śpiewajcie dalej, śpiewajcie wciąż dalej,
I bijcie ciągle w struny boskich lutni,
Homerze i Osjanie!
Nadejdą lata,
Wieki, tysiąclecia,
I bezlitośnie wszystko wdepcą w ziemię
— Wy tylko jedni będziecie im święci! —
Na wszystko wówczas tchną zgnilizną śmierci
I tylko wieniec na waszej siwiźnie
Zostanie wiecznie zielony!

22 IX 2014 # # # # # #

Staff, «Nike z Samotraki»

Z tomu Martwa pogoda wiersz Leopolda Staffa — Nike z Samotraki:

W wietrznych falach twych wiotkich szat słyszę muzykę
Lotu, którego żadne nie prześcigną ptaki,
Czarująca bogini triumfu, o, Nike,
Co od wieków zdyszana lecisz z Samotraki!

Pośpiech potężnych skrzydeł twych powietrze chłoszcze,
Niosąc zwycięstwo, sław liście laurowe.
Nie pragnę ich. I temu jedynie zazdroszczę,
Dla którego w porywie swym straciłaś głowę.

20 IX 2014 # # #

Li-Chuang-Kia, «Naga dziewczyna»

Z tomu przekładów poezji chińskiej pióra Leopolda Staffa — wiersz Naga dziewczyna Li-Chuang-Kia:

By odwiedzić swego narzeczonego pod wielką wierzbą na brzegu rzeki, włożyła swoje dwie najpiękniejsze suknie.

Gdy słońce zaczęło się słaniać, rozmawiali jeszcze czule.

Nagle ona wstała, zawstydzona, gdyż nie miała już swej trzeciej sukni: cienia wierzby.

18 IX 2014 # # # #

Mallarmé, «Sonet na YX»

Dwa przekłady słynnego sonetu Stephane’a Mallarmégo — Adama Ważyka:

Unosząc swe paznokcie błyszczące onyksem
Trwoga północna, lampę ściskającą zmora,
Dźwiga marzenia zmroku spalone z Feniksem,
Prochy, których nie zbierze popielna amfora

W salonie na kredensach nieozdobnych ptyksem:
Zniknął bibelot pustki dźwięczącej z wieczora,
(Mistrz bowiem łzy chce czerpać stanąwszy nad Styksem
Jedyną rzeczą, którą Nicość uznać skora.)

Przy oknie odsłoniętym na Północ, być może,
Światełko jakieś pełga dokładnie po wzorze
Jednorożców zionących płomieniami w niksę

Obłocznie nagą w lustrze, ale idzie czas gdy,
W zapomnieniu więzione w tych ramach, wybłyskiem
Opowiedzą się naraz siedmiorakie gwiazdy.

I Mieczysława Jastruna:

Wysoko wznosi onyks paznokci połyskiem
Trwoga, w północy tej dźwiga lampadofora
Niejeden sen wieczorny, co spłonął z Feniksem,
Popiołów jego żadna nie mieści amfora

Na kredensach w salonie z nieobecnym ptyksem,
Bibelot szemrze o marności, znikły wczoraj,
(Bo mistrz poszedł prawować się o łzy ze Styksem
Mając rzecz jedną, którą poszczycić się skora

Nicość) Przy oknie, co się na północ rozwiera,
Złoto być może wzdłuż dekoracji zamiera
Jednorożców zionących przeciw nimfie pyskiem

Ognistym, ona chmurka, w zwierciadle zgaszona,
Co w ramach zapomnienia w migotaniu iskier
Utwierdza się po chwili gwiazdami siedmioma.

16 IX 2014 # # # # #

Poe, «Do matki»

Wiersz Edgara Allana Poe Do matki — w tłumaczeniu Antoniego Lange:

W niebiosach — przeczuwana z dawna to zagadka —
Kiedy anioły szepczą ze soba do ucha,
Nie znajdą śród wyrazów najsłodszych dla ducha
Gorętszego, świętszego nad ten wyraz: “Matka!”

Więc z dawna cię już zowiem tym imieniem drogiem,
Ciebie, coś mi jest więcej niz matka rodzona,
I jedna dziś napełniasz treść mojego łona,
Odkąd nasza Wirginia stanęła przed Bogiem.

Matka moja, co wcześnie opuściła syna,
Była tylko mą własną matką, lecz jedyna
Ty — byłaś matką owej, com kochał nad życie.

Droższaś mi więc od matki, com miał w dni rozkwicie,
Tak jak moja małżonka, co śpi w grobowców głuszy,
Była droższą mej duszy nad życie mej duszy.

27 IV 2014 # # # #

Lubomirski o Tacycie

W Rozmowach Artaksesa i Ewandra, uroczej językowo protoplaście polskiej nowelistyki lub eseistyki, jak kto woli, taką pochwałę Tacyta zamieścił Stanisław Herakliusz Lubomirski, wieloletni kandydat do korony polskiej, a po godzinach średniej jakości poeta barokowy:

Historyjej rzymskiej najsławniejszy w styl po dziś dzien słynie Tacyt i najwięcej z niego tekstu teraźnieszego politycy zażywają. Drudzy też już go tak powszechnym uczynili, że każdy, nawet dzieci, byle sobie gębę (jako owo mówią) łaciną pomazali, czasem i bez rozsądku czytają go. Jest jego styl nad wszystkie inne historyczne najzwięźlejszy i tym najrzadszy, że wszystkie politycznych rządów kunszty i sztuczne postępki różnych osób, nawet i przyrodzenia każdego własnym opisaniem a krótkim i węzłowatym stylem wyraża tak dalece, że każde jego słowo ma wielką energiją i choć czasem jest trudne do pojęcia, samo jednak od siebie mówi i samo się wyraża. Stąd idzie, że dla misternych w każdym słowie konceptów wdzięcznym i miłym jest w czytaniu każdemu, który argucyje, to jest biegłe i żywe w mowie terminy, rad czyta. I ja przyznam się, że młodszym jeszcze będąc, gdym go pierwszy raz czytał, tak mi się był spodobał, żem mu na chwałę zaraz na jegoż księdze sonet taki napisał:

Ludzie i państwa, sny wieku rzymskiego
Śmiertelnym prochem nieraz zagrzebione
Umarłe cnoty, a przez cię wskrzeszone
Żywe — czynią nam nieśmiertelnego.

Kto cię nie przyzna z nich za największego,
Gdy hodnym piórem wieki ich skrócone,
Laurem zwycięskim wieńce lat plecione
Od zapomnienia ratujesz późnego.

Ty z cesarzami równasz się rzymskiemi,
Oni swych — żyjąc, ty — zmarłych strofujesz,
A żywych uczysz przykłady wielkiemi.

I tak, choć cudze laury opisujesz,
Jednakże równasz się z nieśmiertelnemi
Tym, że swą głowę laurem koronujesz.

24 IV 2014 # # # #

Słowacki, «Szli krzycząc...»

Juliusza Słowackiego wiersz Szli krzycząc: Polska! Polska!:

Szli krzycząc: “Polska! Polska!” — wtem jednego razu
Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu;
Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna,
Szli dalej krzycząc: “Boże! ojczyzna! ojczyzna”.
Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka,
Spojrzał na te krzyczące i zapytał: “Jaka?”
A drugi szedł i wołał w niebo wznosząc dłonie:
“Panie! daj, niech się czują w ludzi milijonie
Jedno z nimi ukochać, jedno uczuć zdolny,
Sam choć mały, lecz z prawdy — zaprzeczyć im wolny”.
Wtem Bóg nad Mojżeszowym pokazał się krzakiem
I rzekł: “Chcesz ty, jak widzę, być dawnym Polakiem”.

22 IV 2014 # # #

Lange, «Kto tam?»

Z Rozmyślań Antoniego Lange wiersz Kto tam?:

Czasem, gdy noc mię czarną swoją mgłą osłoni,
Śni mi się, że gwałtownie ktoś do drzwi mych dzwoni,
Wzywając mnie do pilnej nieoczekiwanej
Sprawy. — Budzę się — wstaję — spieszę nieodziany —
Drżę z zimna, ale we mnie żyje pełna wiara,
Że to ktoś rzeczywisty dzwoni, nie zaś mara.
Łańcuch opuszczam, klucz wykręcam, drzwi otwieram
I w czeluście otwartych sieni w mrok spozieram.
Kto tam?

Szary świt już tu pełga, a ja widzę z trwogą —
Że tam za drzwiami nie ma nikogo.
Nikogo?

Nie — tam ktoś jest — na pewno — ktoś z nieskończoności —
Ale jak się przyjmuje takich wielkich gości?
Czuję to wskroś — tam — w sieni — jest ktoś, niewidzialny —
Co przyszedł, by mnie wezwać poza świat realny,
I przynosi mi ważną jakąś wieść zza świata,
Ale brak nam języka, który nas pobrata —
Brak nam oczu, by wzajem zobaczyć swą postać —
I nie wiem, czy mam odejść, czyli mam tu zostać —
Bo lękam się, że stracę wielką tajemnicę,
Którą mi ten, co dzwonił, miał olśnić źrenice!
Kto tam?

Powracam. Spać nie mogę — ni leżeć — ni siedzieć,
I nigdy się nie dowiem, co mi miał powiedzieć!

20 IV 2014 # # #

Sęp-Szarzyński, «Sonet III»

Sonet III. Do najświętszej Panny Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego:

Panno bezrówna, stanu człowieczego
Wtora ozdobo, niepsowała w której
Pokora serca, ni godność pokory,
Przedziwna matko stworzyciela swego!

Ty głowę starwszy smoka okrutnego,
Którego jadem świat był wszystek chory,
Wziętaś jest w niebo nad wysokie Chory.
Chwalebna szczęścia używasz szczyrego.

Tyś jest dusz naszych jak Księżyc prawdziwy,
W którym wiecznego baczymy promienie
Miłosierdzia, gdy na nas grzech straszliwy
Przywodzi smutnej nocy ciężkie cienie!

Ale Ty zarzą już nam nastań raną,
Pokaż twego Słońca światłość żądaną.

(J.S. Gruchała w swoim wydaniu poezji Sępowych z 1997 roku nieco inaczej uwspółcześnia: “niepsowała” zamienia się w “nie psowała”, a kończy wykrzyknikiem).

Wiersz objaśnia w przypisach profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, filolog klasyczny Tadeusz Sinko:

bezrówna — bez równej sobie;
wtóra ozdobo — bo pierwszą jest Chrystus, jako Bóg-Człowiek;
matka stworzyciela swego — to tajemnica, misterjum, które poeta określa przez “przedziwna”;
starwszy smoka — wg Gen. III 15 niewiasta miała “zetrzeć głowę węża”, szatana;
Ty uzupełnił dla rytmu prof. Brückner.

19 IV 2014 # # # #

Słowacki, «Do matki»

Jeden z ostatnich wierszy Słowackiego — Do matki:

Zadrży ci nieraz serce, miła matko moja,
Widząc powracających i ułaskawionych,
Kląć będziesz, że tak twarda była na mnie zbroja
I tak wielkie wytrwanie w zamiarach szalonych.

Wiem, że bym ci wróceniem moim lat przysporzył;
Mów, kiedy cię spytają, czy twój syn powraca,
Że syn twój na sztandarach jak pies się położył,
I choć wołasz, nie idzie — oczy tylko zwraca.

Oczy zwraca ku tobie… więcej nic nie może,
Tylko spojrzeniem tobie smutek swój tłumaczy;
Lecz woli konający — nie iść na obrożę,
Lecz woli zamiast hańby — choć czarę rozpaczy!

Przebaczże mu, o moja ty piastunko droga,
Że się tak zaprzepaścił i tak zaczeluścił;
Przebacz… bo gdyby nie to, że opuścić Boga
Trzeba by — to by ciebie pewno nie opuścił.

15 IV 2014 # # #

Słonimski o Langem

Z Alfabetu wspomnień Antoniego Słonimskiego wspomnienie:

Starszy pan w podniszczonym paletku prosił w budce tytoniowej o trzy papierosy. Kupowanie papierosów na sztuki było wtedy przywilejem ludzi ubogich. Poznałem go. Był to najpopularniejszy poeta moich lat szkolnych. Antoni Lange, przyjaciel mego ojca. Czemu szybko oddaliłem się? Dlaczego nie kupiłem mu papierosów, nie zaproponowałem pożyczki? Bałem się, że moja pomoc może go upokorzyć. Chyba dlatego udałem, że go nie widzą. Lękałem się go urazić. Pamiętałem jeszcze famę tego lwa warszawskich salonów. Słynny był wtedy jego wiersz: A więc nie lubi Pani mych rymów zbyt prostych? Rymy: “prostych — akrostych”, “chabry — abrakadabry”, “Murzyn — drużyn”, wydawały się nam wtedy nieosiągalnym atrybutem prawdziwej poezji. Poznałem później inne piękne wiersze Langego i do dziś brzmi w moich uszach strofa:

Biały wiersz — cud nad cudy — lampa czarodziejska,
Heksametr z Ilionowych wzięty wykopalisk,
Jak pantera wygięta w skok — strofa alcejska
Nęci mnie dzisiaj bardziej niż wdzięki odalisk.

13 IV 2014 # # # #

Sęp-Szarzyński, «Sonet II»

Sonet II Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego w opracowaniu edytorskim Tadeusza Sinki (BN I 118):

Na one słowa Jopowe: Homo natus de muliere, brevi vivens tempore etc.

Z wstydem poczęty człowiek, urodzony
Z boleścią, krótko tu na świecie żywie,
I to odmiennie, nędznie, bojaźliwie;
Ginie, od Słońca jak cień opuszczony.

I od takiego, Boże nieskończony,
W sobie chwalebnie i w sobie szczęśliwie
Sam przez się żyjąc, żądasz jakmiarz chciwie
Być miłowany i chcesz być chwalony.

Dziwne są twego miłosierdzia sprawy:
Tym sie Cherubim, przepaść zrozumności,
Dziwi zdumiały, i stąd pała prawy

Płomień, Seraphim, w szczęśliwej miłości.
O Święty Panie, daj, niech i my mamy
To, co mieć każesz, i tobie oddamy!

(Motto: z Księgi Hioba — “człowiek urodzony z niewiasty, przez krótki czas żyjąc itd.”; “jakmiarz” — wg Sinki “jakby, prawie”; w wydaniu J.S. Gruchały wtrącenia “Boże nieskończony, / W sobie chwalebnie i w sobie szczęśliwie / Sam przez się żyjąc” i “przepaść zrozumności” są w nawiasach dla większej czytelności tekstu).

I jeszcze komentarz Tadeusza Sinki, który charakteryzuje sonet II przez jego podobieństwa do dzieła mistyka, Ludwika z Grenady, Zwierciadło człowieka chrześcijańskiego:

Granaty «Zwierciadło» to rozmyślania na cały tydzień, przyczem tematami rozmyślań na poszczególne dni (od poniedziałku do niedzieli) są: grzechy, mizerje żywota tutecznego [!], śmierć, sąd ostateczny, męki piekielne, chwała niebieska, dobrodziejstwa Boskie. […]

Zakończenie sonetu drugiego, o Cherubimie, przepaści rozumności, i o Seraphimie, prawym płomieniu, pałającym w szczęśliwej miłości, ma odpowiednik w sobotnim ustępie «Zwierciadła», gdzie czytamy, że «w Cherubinach są zamknione skarby mądrości Bożej», a Serafinowie są najwyższymi duchami i przedstawiają «jasność kontemplacji» i «gorącość pałającej miłości».

10 IV 2014 # # # #

Koźmian, «Oda na pokój...»

Kajetan Koźmian, jedna z ód napoleońskich: Oda na pokój w roku 1809:

Uchichły mordercze bronie,
Oschła ziemia z krwi potoków,
Zwycięzca zasiadł na tronie
I podniósł księgę wyroków.
Uciszcie się, stałe lądy!
Nowe prawa, nowe rządy
Zwiastuje pokój żądany.
A ty, sprzeczne jego chwale,
Morze, miotaj wściekłe fale,
Już cię krępują kajdany.

Co przyrzekł światu i sobie,
Zmieszawszy piekielne rady,
Zakreśla mieczem na globie
Krajom i ludom posady.
Rozkazał górom i wodom
Stać się granicą narodom,
Znikłe stwarza, harde maże;
Ludy z głęboką pokorą
Przeznaczenia swoje biorą,
A drżą państwa i mocarze.

Tak wśród niesfornego składu
Złożone tworów zarody
Gdy Bóg wywodził z nieładu,
Rzekł — a w morza ściekły wody.
Światło się w górę podnosi,
Ziemia się chwieje na osi,
Niebo jaśnieje w błękicie,
I mocą jednego słowa
Powzięła świata budowa
Porządek, zgodę i życie.

Co mądrość jego układa,
Żadne siły nie przemogą,
Los nowego Encelada
Wieczną zuchwałym przestrogą;
Zaciekły w szalonej dumie,
Równym bogom się rozumie
I czeka hołdu narodów;
Lecz piorun porze obłoki,
Patrzcie! Leżą martwe zwłoki
Pod gruzami własnych grodów.

Teraz stawiajcie ołtarze!
Niech je ozdobi kwiat wonny.
Cóż? że obrzydli wyspiarze
Zgrzytają z zemsty bezbronnej!
Tak Araby skwarem spiekłe
Miotają bluźnierstwa wściekłe
Przeciw słońcu, co ich pali;
Marne wycia, próżne wrzaski,
Wrą pod ich nogami piaski,
Słońce posuwa się dalej.

Czym była ta ziemia wprzódy
Nim ją obdarzył wejrzeniem?
Rozumu, męstwa, swobody
Jednym ogromnym więzieniem.
Same hordy rozbójnicze,
Same nieprawe zdobycze,
Cnota w więzach, złość na tronie,
Słabość w rządcach, wściekłość w gminie
Obala trony, świątynie
I społeczność już przy zgonie.

A na tej świata połaci
Co za szkarady i zbrodnie,
Bracia broczący w krwi braci,
A w ich dziedzictwach przychodnie.
Ich język, prawa, nazwiska,
Celem obcych pośmiewiska;
W nędzy obrońcy narodu,
Trawiący życia ostatki
I z wstrętem czujące matki
Zarody przyszłego płodu.

Teraz, gdy skruszone pęta
Mocą wszechwładnej prawicy,
Przytulajcie niemowlęta!
Już to nie są niewolnicy.
Już jak na ich ród przystoi,
Rosną do miecza i zbroi;
Ach, kończcie młodzieńcze lata!
Zamoyscy i Chodkiewicze!
Odzyskać przodków zdobycze
Wam przekazał władzca świata.

Już czują chytre sąsiady,
Co krew bohaterska może,
Czym były wasze naddziady,
Macie przykład w nowym wzorze.
Nieście wrogom zemstę dzielną,
Zbawcy — wdzięczność nieśmiertelną.
O Ty, co Ojczyzną lubą
Raczysz plemię nasze darzyć,
Życie za Ciebie odważyć
Pierwszą naszą będzie chlubą.

Czyli zdepczesz morskie wały
I na groźny przykład światu
Zniszczysz Albijon zuchwały;
Czyli Indu, Eufratu
Albo Nilu żyzne brzegi
Zajmiesz mężnymi szeregi,
Polacy w chlubnym zaszczycie,
Z wiernymi Frankami razem,
Pójdą za twoim rozkazem
Na reszty świata podbicie.

05 IV 2014 # # #

Tymowski, «Wiersz na zgon...»

Kantorberego Tymowskiego, poety oświeceniowego, Wiersz na zgon Włodzimierza Potockiego:

Tam, gdzie rzeki ojczystej rozhukane wały
Dumne góry Wawelu podlizują skały;
Gdzie ojcowie narodu, których pamięć słynie,
Tronu i szczęścia ludu podnieśli świątynie;
Gdzie ojczysty ptak męża wielkiego natchnieniem,
Że on królów popioły swym oskrzydlił cieniem,
Skąd ludu zdumiałego okrzyki radosne
Przyszłą szczęścia narodu zwiastowały wiosnę —
Stamtąd dzisiaj posępnie na ojczyste niwy
Rozwiewa żal powszechny głos spiżów jękliwy.
Okropny wyrok w łonie wskrzeszonej ojczyzny
Świeżym wznowił pociskiem zagojone blizny.
Bóstwo, co w człeku zbytek rozkoszy uśmierza,
Na znak włądzy nad ludzi wzięło Włodzimierza.
A Sława, co mu świeże zrywała wawrzyny,
Z żalem w księdze cnót świetne dopisuje czyny,
Tymi kończąc bieg życia pamiętnymi słowy:
“By słynąć, nie potrzeba długich lat osnowy.
Zniknął dzielny Włodzimierz w młodości swej kwiecie,
Świetny po sobie przykład zostawiając w świecie —
Że nie lata, lecz dzieła zrządzić mogą chwałę;
Że dosyć żył dla sławy, choć dla czasu mało;
Że można przy dostatkach, bogactwie ogromnym
Być przystępnym, być czułym, uprzejmym i skromnym;
Że będąc panem, można przyjaciół posiadać,
W szczęściu będąc, nie dawać współbraciom upadać;
Że przy blasku, wielkości, honorach i złocie
I cnotliwym być można, i znać się na cnocie;
Że kto kocha ojczyznę na łonie pokoju,
Jej i braci swych szczęścia w chlubnym szuka boju;
Że wśród walki wątpliwej, poświęcając siebie,
Ten Polak, kto Polakiem być umie w potrzebie”.
Rzekła Sława i w martwe wpatrując się zwłoki,
Żal, pamięć w górne nieba przeniosła obłoki.
Zaś wzniesionej żałośnie wyjęknione słowa
O mury się smutnego obiły Krakowa.

03 IV 2014 # # #

Sęp-Szarzyński, «Sonet I»

Pierwszy sonet Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego z Rytmów abo wierszy polskichO krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego (z BN I 118, stare już nieco opracowanie Tadeusza Sinki):

Ehej, jak gwałtem obrotne obłoki
I Tytan prętki lotne czasy pędzą,
A chciwa może odciąć rozkosz nędzą
Śmierć, tuż za nami spore czyni kroki!

A ja, co dalej, lepiej cień głęboki
Błędów mych widzę, które gęsto jedzą
Strwożone serce ustawiczną nędzą,
I z płaczem ganię młodości mej skoki.

O moc, o rozkosz, o skarby, pilności,
Choćby nie darmo były, przedsie szkodzą:
Bo naszę chciwość od swej szczęśliwości
Własnej (co Bogiem zowiemy) odwodzą.

Niestałe dobra. O, stokroć szczęśliwy,
Który tych cieniów wczas zna kształt prawdziwy!

Od 1928 roku, w którym ów tom został wydany, zaszły w transkrypcji dwie zmiany: “jedzą” zamieniło się na “jędzą” (zgodnie z rymem i sensem) i zniknął przecinek między “o skarby, pilności” — pilność więc nie jest już policzona w poczet życiowych błędów poety (według Janusza S. Gruchały, Sępowe wydanie z 1997 roku). Dodajmy jeszcze tylko krótki opis stylu Szarzyńskiego według Tadeusza Sinki:

Tak patetycznych, a zarazem lapidarnych wierszy nie było dotąd nawet u Jana Kochanowskiego; u Sępa można zebrać całą ich wiązankę. Jeżeli harmonijny, prosty język i styl Kochanowskiego stał się wkrótce własnością całej szkoły młodszych poetów, którzy mieli pełne poczucie swego — pasorzytowania [!] na lipie czarnoleskiej, to barokowego, pokurczonego, jak sławiona przez Słowackiego perła kałakucka, stylu Sępa nikt z późniejszych nie potrafił naśladować.

01 IV 2014 # # # #

Tymowski, «Oda do Brzucha»

Kantorbery Tymowski, wesoła Oda do Brzucha:

Sprężyno życia, wielowładny Brzuchu,
Co ziemię całą utrzymujesz w ruchu,
Tobie, któremu hołdują i trony,
Brzmią moje strony.

Skroń się odchmurza olimpskiego pana,
Gdy piękna Hebe, ugiąwszy kolana,
Boską prawicą leje ci nektary
Z Wulkana czary.

W obliczu twoim równymi są ludzie:
Ubogi wieśniak w pochylonej budzie,
Mocarz, przed którym sto narodów klęka,
Ciebie się lęka;

Na twe rozkazy uniża się pycha;
Tyś jednym z celów dobrego jest mnicha:
Nieraz on wspomni nawet przy ołtarzu
O refektarzu.

Ojcze przemysłu, ojcze twórczej pracy,
Daremnie z tobą walczyć chcą próżniacy:
Leniwa ręka, skoro głód dokuczy,
Robić się uczy!

Na próżno miłość, gdy żołądek pusty,
Koralowymi odzywa się usty:
Kupido zimny i Cypryda niema,
Skoro jeść nie ma.

Kiedy poecie żołądek się ścieśni,
Stygnie w nim zapał, przerywa swe pieśni
I z uniesieniem za kawał pieczeni
Dramę zamieni.

Niechże o tobie w boju Mars zapomni,
Rzucą oręże rycerze niezłomni,
Złotu i twardej niedostępny stali
Mur się obali.

Dyjanna srebrne rozprzęga już konie,
Puszcza dzień w nocnej ukryty zasłonie,
Twój rozkaz płoszy sen z leniwych powiek,
Budzi się człowiek.

Huczą siekiery, upadają dęby,
Krew ofiar płynie, dym wije się w kłęby
I przemyślnego genijusz kucharza
Potrawy stwarza.

Ciągłym o tobie staraniem zajęty
Poci się rolnik, pracuje z bydlęty.
Tobie wybite silnym cepem ziarna
Trą ostre żarna.

Z twego natchnienia młoty iskry sypią,
Chrupią nożyce i podeszwy skrzypią,
Warczy kołowrót, sprzeczne śruby piszczą
I heble świszczą,

Wietrak się kręci, prędkie szumią młyny,
Wrą kotły, płoną rozległe kominy,
Goreją piece, kołacz się rumieni,
Garnek szepleni.

Tobie w haraczu od kolebki świata,
Gdzie Indus płynie, Nil żyzny i Plata,
Pławią ogromne przez ocean nawt
Drogie przyprawy.

Tobie puncz tworzy i chłodzące lody,
Jakich nie miały Pelejowe gody.
Pieni kakao i leje karmelki
Lessel nasz wielki.

Czy Rozengarta smakuję pierogi,
Których zazdrościć mogą nam i bogi,
Czy li pieniste rozlewam szampany,
Tyś wspominany.

Tyś kęsy dzielił z bogami ofiarne:
Tobie polewki Spartan warzył czarne,
A żarłok Tybru na złotym obrusie
Niósł móżdżki strusie.

Gdy kartę dziejów odwrócę zbutwiałą,
Widzę Lukullów służących ci z chwałą,
Dziś ku czci większej przyjaźń chowa ścisłą
Sekwana z Wisłą.

Miejski pasibrzuch teraz już nie schudnie,
Nie ranek tylko — wieczór i południe,
Wzywa go usty restauratora
Każdego dnia pora.

Schnie gach z miłości, błagając nieczułą,
Mędrzec nad księgą, skąpiec nad szkatułą,
Kiedy dwaj głupcy westfalską kiełbasą,
Śmiejąc się, pasą.

Wśrzód zgiełku miasta i w ustroniu wioski,
Kiedy ty łakniesz — głuche rządzą troski,
Gdyś syt — swoboda i wesołość pusta
Otwiera usta.

Powszechne prawo twoje i potęga
Od możnej Zemli do Nigrytów sięga;
Dzikie i światłe narody na globie
Podległe tobie.

Tobiem poświęcił język mój i zęby,
Służyć ci — mojej rozkoszą jest gęby:
Miło jej: czyli parzy się, czy dmucha,
Byle dla Brzucha.

26 III 2014 # # #

Kochanowski, chór z «Odprawy...»

Z Odprawy posłów greckich Jana Kochanowskiego początek trzeciego chóru (tego, co “jakoby greckim chórom przygania”), przez wielu uważany za jeden z najpiękniejszych wierszy w języku polskim:

O białoskrzydła morska pławaczko,
Wychowanico Idy wysokiej,
Łodzi bukowa, któraś gładkiej
Twarzy pasterza Pryjamczyka
Mokrymi słonych wód ścieżkami
Do przezroczystych Eurotowych
Brodów nosiła!
Coś to zołwicom za bratową,
Córom szlachetnym Pryjamowym,
Cnej Poliksenie i Kasandrze
Wieszczej, przyniosła?
Za którą oto w tropy prosto,
Jako za zbiegłą niewolnicą,
Prędka pogonią przybieżała.

Toli on sławny upominek
Albo pamiętne, którym luby
Sędziemu wyrok ze wszech Wenus
Bogiń piękniejsza zapłaciła,
Kiedy na Idzie stokorodnej
Śmierci podległy nieśmiertelne
Uznawca twarzy rozeznawał?
Swar był początkiem i niezgoda
Twego małżeństwa, Pryjamicze.
Nie śmiem źle tuszyć, nie śmiem, ale
Ledwe nie takiż koniec będzie.

Niechajże się ja, można Cypri,
Ninacz cudzego nie zapatrzam!
Niech towarzysza życzliwego,
Jednemu łożu przyjaciela,
Mam z łaski twojej; inszy, więcej
Chcą li, niech proszą!
Oczy łakome siła ludzi
Zawiodły, lecz kto w krygi żądzą
Mógł ująć, w długim bezpieczeństwie
Dni swych używie. Przyjdą, przyjdą
Niedawno czasy, że rozbójcę
Rozbójca znidzie; ten mu słodki
Sen z oczu zetrze i bezpieczne
Serce zatrwoży, kiedy trąby
Ogromne zagrzmią, a pod mury
Nieprzyjacielskie staną szańce.

22 III 2014 # # #

Reklewski, «Do mojej Dafny»

Z Pień wiejskich późnooświeceniowego, a młodo zmarłego poety, Wincentego Reklewskiego — Do mojej Dafny:

Tam, gdzie się przeglądają w jeziorze Zurychu
Skały wieńczone w gaje, przy słońca uśmiechu,
Gdzie Limmat przez jezioro czyste toczy płyny,
Pewnie pasterz helwecki na łonie doliny,
Dla Dafny miłej w fletnie dął dziewięciookie,
Głos wdzięczniejszy rozwodził nad wody głębokie
Niżeli ja dla ciebie, droga Dafne moja!
Trudno temu zazdrościć; lecz jego dziewoja
Mogłaby pozazdrościć, że już powiem śmiele,
Pierwszego tobie miejsca w piękności kościele
I tej mocy, którą mnie ranił rączką małą,
Dla ciebie, bóg miłości najsilniejszą strzałą.
Bo sam by bożek wyznał przed twymi oczyma,
Że już mocniejszej nad tę drugiej strzały nie ma.

Chciałaś, kochanko, pieśni; uwieńczona w kwiaty,
Oto jest muza moja: Zefirek skrzydlaty
Kiedy wychodzi z cienia przez lekuchne wiania,
Swawolny, jej niekiedy powłokę odsłania.
Zaniedbana jej piękność i skromna ozdoba,
Bogom się tylko ziemi, nie ludziom podoba.
Ona mi wskazywała natury pieszczoty,
Spokojną cichość wiosny, wichry, burze, grzmoty;
Śledziliśmy pasterzów Pana i dryjady;
Z nią ja szedłem za tobą w rozkochanych ślady.
Prostota jej upięknia i słowa, i myśli,
Co jest w sercu, na twarzy, to otwartość kryśli.
Skromna, na wielkich pieśniach nie doświadcza siły,
Od niej się jednak muzy śpiewania uczyły;
I wojny, wyniosłymi opiewają głosy,
Wielkość ludzi i większe nad wszystko niebiosy.

Muza moja wysławia zaniedbane cnoty,
Dla których szanowany w Olimpie wiek złoty,
Gdzie przedtem żyli ludzie z małego bogaci,
Gdzie skromna rozkosz bólem następnym nie płaci.
Ta muza w ciemnej gaju zaciszy ukryta
Uczyła kochanego pieśni Teokryta
I ten flet słodkobrzmiący dostałem z jej dłoni,
Kiedym przy tobie siedział w kwiecistej ustroni;
I wtedy pierwsze granie powtórzyły skały,
Gdy mi pierwszy całunek twoje usta dały.
Dlatego moje pienia, co jest ich ozdobą,
Napełnione zostały miłością i tobą.
Czylim opiewał kwiaty, czy ten zdrój, co płynie,
Ciebie tylko, o Dafne, śpiewałem jedynie.

Miłość twoja nadgradza hojnie me śpiewanie,
Miłość twoja za wszelkie nadgrody mi stanie,
Jakie potomni wznoszą ku wiecznej pamięci
Poetom, których pienie wielkie czyny święci.
Wieniec twą ręką wity, jedno uśmiechnienie,
Są w stanie wynadgrodzić wiejskie moje pienie.
Ale jeszcze, kochanko, chce twój śpiewak młody
Jednej od twojej dłoni niewinnej nadgrody.

Gdzie na zielonym brzegu Wisły zbożopławej
Z łona gadu śmieją się do słońca Puławy,
Jest lasek, poświęcony naśladowcom Pana,
Jest łączka, czystym zdrojem dokoła oblana;
Tam z marmuru białego stoją utworzeni,
Po pas w różach, nakryci od zielonej cieni,
stary Teokryt, przy nim z piszczałką Wirgili
i Gessner, co się wiejskim śpiewaniem wsławili.
Tam często owce chodzą, a z pobliskiej chatki,
Słychać gwarzenie młodych, śmiechy i niestatki.
Tam często pasterz, wsparty u nóg Teokryta,
O wdzięk swej piszczałki posągu się pyta.
Dafne! Tam niechaj moja pamiątka zostanie…
Wyryjesz imię moje na bliskim kasztanie.

20 III 2014 # # #

Berwiński, «Ubogim w duchu»

Wiersz Ryszarda Berwińskiego Ubogim w duchu (poety, powiedzmy otwarcie, niezbyt zżytego z tradycją chrześcijańską…):

“Pracujcie - prawowierni i módlcie się Bogu!”
Pracujcie i módlcie się! Ale jak się modlić?
Ty uderz czołem kamień przy świątyni progu —
Ja i w modlitwie mojej nie umiem się podlić!

Ty u stopni ołtarza rozściel się w pokorze,
I czołgaj się śród błota jak zgniła kałuża;
Ja chcę być jak bezbrzeżne i bezdenne morze:
Myślą moją uragan — a modlitwą burza!

Tobie niechaj Bóg tajne zamiary ogłasza
Przez usta dyplomatów niebieskiego dworu,
Niech ci się w pocałunku objawia Judasza;
Ja go chcę widzieć w ogniu olszowego boru,
Słuchać wyroków jego przez usta piorunu,
Jak Mojżesz wobec ludu na górze Syjonu!

Tobie niechaj do szczęścia pacierze wystarczą,
Ciche skrzydło twych modłów niech dotknie niebiosów,
A serce obumarłe niech ci będzie tarczą
Przeciw pokusom ducha i pociskom losów;
Ja nie chcę ducha pogrześć w grobie własnych kości
A ciało karmić kęsem powszedniego chleba —
Raz wsiadłszy jak Elijasz w rydwan namiętności,
Chcę ogniem namiętności żywo wejść do nieba!

18 III 2014 # # #

Słowacki, «W pamiętniku Zofii Bobrówny»

Juliusza Słowackiego wiersz z pamiętnika Zofii Bobrówny:

Niechaj mię Zośka o wiersze nie prosi,
Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
To każdy kwiatek powie wiersze Zosi,
Każda jej gwiazdka piosenkę zanuci.
Nim kwiat przekwitnie, nim gwiazdeczka zleci,
Słuchaj — bo to są najlepsi poeci.

Gwiazdy błękitne, kwiateczki czerwone
Będą ci całe poemata składać.
Ja bym to samo powiedział, co one,
Bo ja się od nich nauczyłem gadać;
Bo tam, gdzie Ikwy srebrne fale płyną,
Byłem ja niegdyś, jak Zośka, dzieciną.

Dzisiaj daleko pojechałem w gości
I dalej mię los nieszczęśliwy goni.
Przywieź mi, Zośko, od tych gwiazd światłości,
Przywieź mi, Zośko, z tamtych kwiatów woni,
Bo mi zaprawdę odmłodnieć potrzeba.
Wróć mi więc z kraju taką — jakby z nieba.

16 III 2014 # # # #

Perzyński, «Rozmowa»

Wspominany przez Boya-Żeleńskiego wiersz Włodzimierza Perzyńskiego — Rozmowa:

Pójdź, dziewczę, siądź mi na kolana,
Nagie ręce zarzuć mi na szyję…
Pieść mnie, całuj, patrz, już ledwo żyję,
Nic nie nęci mnie i w nic nie wierzę,
Po otchłaniach bezsłonecznych błądzę,
A żyć pragnę… Ratuj mnie kochana…
Pieść mnie, całuj, rób, co chcesz, a szczerze
Z całej duszy… jeszcze mam pieniądze.

Co? Ty dziwisz się, żem taki młody?
Może… może… lecz już wyschło serce,
Tak nieznacznie iskrę po iskierce
Przytłumiałem w niem… nie z własnej woli
Mniejsza o to… dzisiaj dusza pusta
Jeśli szuka, to letejskiej wody…
Nie rozumiesz? Co tam!… to tak boli…
Lepiej pieść mnie… wessij mi się w usta,

Wiesz co… bawmy się, szepcz mi do ucha,
Że ty jesteś tą moją wyśnioną
W snach słonecznych kochanką czy żoną,
Potem szepcz, że mnie kochasz nad życie,
Pytaj mnie się, czemum taki smutny,
Żeśmy sami, że nas nikt nie słucha
Mów i mowę przeplataj obficie
Pieszczotami, a będę rozrzutny.

O tak… przytul się do mnie… tak… mocno,
Więc tyś moją już duszą i ciałem
Przez lat tyle wszędzie cię szukałem
We łzach, we trwodze, ból krwawił mi łono,
Zdało mi się, że przejdę przez życie…
O daj spokój… Zapomnij, żeś jest nocną
Heroiną, ja chcę mieć wyśnioną
I wyśnionej zapłacę sowicie…

No, pójdź, wróć się, siądź mi na kolana,
Nagie ręce zarzuć mi na szyję…
Pieść mnie, całuj, patrz już ledwo żyję,
Nic nie nęci mnie i w nic nie wierzę…
Po otchłaniach bezsłonecznych błądzę,
A żyć pragnę… Ratuj mnie kochana,
Pieść, gryź, całuj, rób co chcesz a szczerze,
Z całej duszy, jeszcze mam pieniądze.

09 III 2014 # #

Petőfi, dwa wiersze

Dwa wiersze Sándora Petőfiego, słynnego węgierskiego poety romantycznego, w tłumaczeniu Juliusza Wiktora Gomulickiego, świetnego varsavianisty, syna poety Wiktora Gomulickiego. Z tomu Zygzakiem.

Moja pierwsza rola

Zostałem oto aktorem
I w pierwszej roli
Wypadło, żem mógł na scenie
Śmiać się do woli.

Śmiałem się przeto serdecznie,
Bo rychło zgadłem,
Że w tym zawodzie mi nieraz
Płakać wypadnie.

Duch, że nieśmiertelny, wierzę

Duch, że nieśmiertelny, wierzę,
Lecz nie w niebie ma mieszkanie,
Jeno tutaj, na tym świecie,
Długie jeszcze wędrowanie.
Pomnę, że wśród innych wcieleń
W Rzymie zwałem się Kasjuszem,
W Szwajcarii — Wilhelmem Tellem,
A w Paryżu — Demoulins’em…
I tu jeszcze kimś zostanę.

(W PIW-owskim zbiorze poezji Petőfiego znalazłem te same tłumaczenia podpisane — Barbara Skalska. O samej pani Skalskiej jednak nic nie znalazłem, zakładam więc, że to pseudonim Gomulickiego).

03 III 2014 # # #

Barańczak, «Grażynie»

Wiersz Stanisława Barańczaka poświęcony przedwcześnie zmarłej żonie Jacka Kuronia, Grażynie:

Pamiętać o papierosach. Żeby zawsze były pod ręką,
gotowe do wsunięcia w kieszeń, gdy znowu go zabierają.

Znać na pamięć przepisy dotyczące paczek i widzeń.
Sztukę zmuszania mięśni twarzy do uśmiechu.

Jednym chłodnym spojrzeniem gasić wrzask policjanta,
zaparzać spokojnie szufladę, gdy oni bebeszą szuflady.

Z obozu albo szpitala słać listy, że wszystko w porządku.

Tyle umiejętności, taka perfekcja. Mówię poważnie.
Chociażby po to, aby się nie zmarnowały,
nagrodą za to wszystko powinna być nieśmiertelność,
a już co najmniej jej wybrakowana wersja, życie.

Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego do wiadomości.
Z iloma trudniejszymi sprawami dawałaś sobie radę.
Jeżeli kogoś podziwiałem, to właśnie ciebie.
Jeśli co było trwałe, to właśnie ten podziw.
Ile razy chciałem ci powiedzieć. Nie było jak.
Wstydziłem się luk w słownictwie i mikrofonu w ścianie.
Teraz słyszę, że za późno. Nie, nie wierzę.

To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma wstanąć między nami. Na złość, na zawsze zapiszę
tę kreskę na tęczówce, zmarszczkę w kącie ust.
Zgoda, wiem, nie odpowiesz na moją ostatnią pocztówkę.

Ale będę za to winić coś rzeczywistego,
listonosza, katastrofę lotniczą, cenzurę,
nie nieistnienie, które, zgódź się, nie istnieje.

XI-XII 1982

23 II 2014 # # # #

Mickiewicz, «Polały się łzy me...»

Z tomu esejów Czytając Mickiewicza Juliana Przybosia fragment o wierszu Polały się łzy me czyste, rzęsiste…:

Kto twierdzi, uwiedziony pozornie naiwną prostotą, że to jest wiersz nieznaczący, banalny — nie widzi nic. Ależ to jeden z najbardziej wyrafinowanych utworów autora Sonetów krymskich, to jeden z najbardziej nowatorskich wierszy w języku polskim! Prostota, którą ujmuje, jest tą najwyższą, którą zdobywa tylko kunszt tak wysoki, że się go nie dostrzega.

Przede wszystkim — Mickiewicz powierzył wzruszenie niezwykle plastycznemu obrazowi: łzy polały się na dzieciństwo, na młodość, na wiek męski. I dzięki tej metaforze te okresy życia nie są już abstrakcyjnymi czasami — są czymś w odczuciu naszym jak naocznie, dotykalnie doświadczone sioło, jak widzialna góra i chmura młodości… Zważcie wyrafinowanie tej metafory: wydaje się tak niezwykle naturalną, naiwnie oczywistą i niedostrzegalną dzięki ukrytej aluzji do codziennego, prozaicznego zwrotu płakać nad czymś, nad swoim życiem. Przez ten nieznaczny obrót składni uzyskał Mickiewicz efekt najwyższej sztuki: wrażenie zwykłości języka, podczas gdy ten język ikryje w istocie rewolucyjną śmiałość wyobraźni. Bo posłuchajcież: czy zdanie leją się łzy na młodość — nie brzmiałoby dziś “awangardowo”?

I odnośny wiersz Mickiewicza:

Polały się łzy me czyste, rzęsiste
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i durną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me czyste, rzęsiste…

21 II 2014 # # #

Kochowski, «Desperatowi»

Z Epigramatów polskich, czyli fraszek Wespazjana Kochowskiego — Desperatowi:

Straciwszy dla miłości i rozum, i zmysły,
Za zdrowie panny skoczył desperat do Wisły.
Nie wiem na co? Czy gasić zagorzałe fryje,
Czyli przez zdrowie damy swojej Wisłę pije?
Tu trup jego pogrzebion; co się dzieje duszy,
Nie wiedzieć — snadż się w piekle z tej mokradli suszy.

Fryje to wedle słownika “żądze”, mokradło zaś to “grząski, podmokły obszar; grzęzawisko, trzęsawisko, bagno, moczar.

20 II 2014 # # #

Mandelsztam, «Tristia»

Wiersz Osipa Mandelsztama w przekładzie Adama Pomorskiego — Tristia:

Pojąłem, czego uczy mnie rozstanie
W nocnych lamentach z włosem potarganym.
Przeżuwa wół i dłuży się czekanie —
Wigilij miejskich mija czas nad ranem.

Tamtej koguciej spełniam obrzęd nocy:
Wędrówki ból się na powiekach wieszał
I w dal patrzały zapłakane oczy,
Ze śpiewem Muz kobiecy płacz się mieszał.

Któż może wiedzieć słysząc o rozstaniu,
Jakiej rozłąki zaznać nam sądzono,
Co wieści kogut piejąc o świtaniu,
Gdy w Akropolu jeszcze ognie płoną,

A kiedy wschodzi jakieś nowe życie,
W sieni leniwie żuje wół w pomroce,
Czemuż to kogut głosząc nowe życie
Na murach miejskich z krzykiem się trzepoce?

Mnie także miłe obyczaje przędzy:
Wrzeciono bzyka, snuje nić czółenko.
A na spotkanie, patrz, jak puch łabędzi
Już bosą nóżką Delia frunie miękko.

Ach, kanwa życia jak szarzyzną nuży,
Mowa radości jakże jest uboga!
Wszystko już było, wszystko się powtórzy,
Jedynie chwila poznawania błoga.

Niech przezroczysta jawi się figurka
W czystym naczyniu z wypalonej gliny
Jak popielicy rozpostarta skórka,
Nad woskiem skroń pochyla się dziewczyny.

Nie nam się godzi wróżyć o Erebie,
Kobietom wosk, mężczyznom spiż przystoi.
Nam śmierć na wojnie przeznaczono w niebie,
One przy wróżbie umierają swojej.

1918

17 II 2014 # # #

Olizarowski, sonet

Po upadku powstania listopadowego poeta Tomasz August Olizarowski “został aresztowanym i wywiezionym z Galicji do Triestu”. Jak pisze Agaton Giller —

Tu trzymano go w cytadeli przez pół roku, zamkniętego za kratami w więzieniu, — po czem wsadzono na okręt i wywieziono do Anglii.

W tych smutnych dniach, jak zawsze, była mu poezja pociechą i rozrywką. Powstało w tym czasie wiele sonetów, które nazywał śnielkami. Pisał je w więzieniu lub na okręcie.

Oto i jeden z tych sonetów, niezbyt dobry, odnotowany jednak z historycznoliteracką sumiennością.

Słuchaj morze! słuchajcie żywioły zwaśnione!
Zaśpiewam — choć nie Arjon — zaśpiewam atoli
Potrzebie serca swego i grze waszej kwoli;
Pieśń wreszcie sny zastąpi przez was rozpędzone.

Różne myśli się snują i uczucia różne.
Już nie wiem czego pragnąć, — co mi po ostoi!
Ziemia, która mnie przyjmie, czyliż uspokoi?
Serce, będzież mniej czułe albo więcej próżne?

Ziemie, morza zdołająż być tem dla pamięci,
Czem są dla nóg i oczów? Odmieniąż się chęci,
Nadzieje, namiętności, nawyknienia, prawa?

Miłość, przyjaźń, pieśń, mary, przeszłość, przyszłość, sława;
Wszystkoż to jak na hasło zmieni się lub prześni?
Graj burzo! tańcuj morze! zbudź się, moja pieśni.

14 II 2014 # # # #

Cwietajewa, wiersz

Wiersz Maryny Cwietajewej w przekładzie Stanisława Barańczaka.

Tęsknota za ojczyzną! Brednia,
Dawno rozbite w puch złudzenie!
Mnie — jest zupełnie wszystko jedno,
Gdzie mam samotna być zupełnie,

Przez jakich bruków brnąć obszary
Z siatką zakupów, i gdzie stoi
Dom, który nawet — jak koszary
Lub szpital — nie wie, że jest moim.

Wszystko mi jedno, jakich twarzy
Krąg mnie otoczy, jak lwa w klatce,
Z jakich środowisk i towarzystw
Wyrugowana będę — zawsze —

W swe wnętrze jednoosobowe.
Niedźwiedź bez kry pod białą łapą,
Nie dbam, gdzietrudno złożyć głowę
i gdzie o poniżenie łatwo.

Już nawet mnie ojczysta mowa
Nie skusi swoim mlekiem płodnym —
Wszystko mi jedno, w jakich słowach
Nie porozumiem się z przechodniem!

(Z tym połykaczem słów, w pośpiechu
Plotki dojącym z cielska gazet…)
Bo on jest — z dwudziestego wieku,
A ja — ze wszystkich wieków razem!

Dla mnie, zmartwiałej jak pnia drewno
Na skraju w pień wyciętych alej,
Wszyscy — jednacy, wszystko — jedno,
A już z przyszłością, im jest dalej,

Tym bliżej jestem pojednana.
Wszystkie znamiona, daty, godła
Z duszy — gdzieś urodzonej — z dawna
zniknęły — jakby ręką odjął.

Ten kraj mnie nie strzegł, tak w dal odszedł,
Że niech mi szpicel duszę zryje,
Niech ją obmaca — wzdłuż i w poprzek! —
Piętna ojczyzny nie wykryje!

Wszystko — jednakie, wszystko — jedno,
Dom — obcy, pusta mi świątynia.
Lecz jeśli w drodze krzak lub drzewo
Mignie, a zwłaszcza — jarzębina…

1934

11 II 2014 # # # #

Absynt w poezji i malarstwie

Jedna z ballad pijackich Antoniego Langego, Absynt. A poniżej — znany obraz czeskiego malarza Viktora Olivy, Piják absintu.

Idź ty, nędzarzu nad żywe Paktole,
Gdzie Absynt w strugi wytryska płomienne!
Ich moc letejska wszystkie twe niedole
Pchnie w swych opałów przepaści bezdenne.
Ty, coś ogromem trudu równy pszczole,
Którego ramię od młota brzemienne,
Któremu gorzki spływa pot po czole,
Idź i pij absynt! W jego czarów kole
Zapomnisz życie swe nędzą brzemienne
I wszystkie dni twych rzeczywistych zgrozy
I rozczarowań jęki bezimienne!
Ogniem ci swoim stopi wszystkie mrozy
Absynt nad wszystkie wyższy alkohole!

Idź i pij absynt! Gryzące cię bole
Uciekną przed nim jako mary senne…
On cię wywiedzie na swobodne pole,
Gdzie na lazurach słońce lśni wiosenne;
On twoje skrzydła rozwinie sokole,
Iż nad twe żądze ulecisz codzienne,
I, niewolniku ty — roboczy wole —
Poczujesz nagle na tym łez padole,
Żeś jest mocarzem, któremu są lenne
Wszystkie stolice, wszystkich wojsk obozy
I wszystkich królów zamki złotościenne…
W boskie uniesie cię metamorfozy
Absynt nad wszystkie wyższy alkohole!

Idź i pij absynt! W jego strug żywiole
Rzeczywistości przemienisz gehennę
W świat, gdzie się złote śmieją Neapole
I gdzie powietrze słońc rozkoszą tlenne!
Na skroni ujrzysz jasną aureolę:
Helota — mury połamiesz więzienne,
I wszystkich kajdan zburzysz akropole;
Nędzarz — obaczysz w sakwie swej obole;
Łachman ci w szaty błyśnie drogocenne,
Zbudzony z mroku nagle wszystkie glozy
Wszechwiedzy poznasz. Zmieni cię w promienne
Bóstwo, odziane w blask apoteozy,
Absynt nad wszystkie wyższy alkohole!

Więc idź, rozpaczy dziki apostole!
Pij absynt! Wstaniesz jak bóg pełny grozy —
Na górze będzie, co było na dole:
Dłoniom tym moce nada sturamienne
Absynt nad wszystkie wyższy alkohole!

Oliva, Pijak absintu

01 II 2014 # # # # # #

Mandelsztam, «Jaskółka»

Wiersz Osipa Mandelsztama w przekładzie Adama Pomorskiego — Jaskółka:

Nie wiem, co chciałem mówić, słowa zapomniałem.
Do zjaw pałacu ślepa jaskółka powróci
Ze skrzydłami ściętymi, przezroczystym ciałem
Noc w niepamięci swą piosenkę nuci.

Nieśmiertelnik nie kwitnie. Ptaków się nie słyszy.
Koni wśród nocy przezroczysta grzywa.
Płynie po rzece puste czółno ciszy,
A słowo niepamięci wśród świerszczy zażywa.

Wydźwiga się jak namiot czy świątyni stropy,
By nagle obłąkaną upaść Antygoną,
Lub jak martwa jaskółka rzucić się pod stopy
Ze stygijską czułością i wicią zieloną.

Gdybyż jasnowidzący wstyd przywrócić rękom,
Wypukłą radość poznawania.
Tak bardzo się Aonid łkania lękam,
Rozziewu, mgiełki, podzwaniania.

W palcach śmiertelnych dźwięk się staje ciałem,
Kochać, poznawać - wszystko to w ich mocy.
Ale ja nie pamiętam, co powiedzieć chciałem,
A myśl bez ciała wróci do pałacu nocy.

Tylko szeptać od rzeczy sądzono z pośpiechem
Jaskółce, przyjaciółce, Antygonie…
Dzwonienia stygijskiego przypomnienie echem
Jak czarny lód na wargach płonie.

Listopad 1920, Piotrogród

31 I 2014 # # #

Biblioteka Oniegina

Cytowałem już raz Eugeniusza Oniegina Aleksandra Puszkina w przekładzie Adama Ważyka — i zacytuję jeszcze jeden fragment, tym razem poświęcony literaturze romantycznej, w którym Tatiana myszkuje w bibliotece Oniegina. Rozdział siódmy.

XXII

Choć wiemy, znając Eugeniusza,
Że machnął ręką na lekturę
I książki posłał do lamusa,
Jednak oszczędził poniektóre:
Zachował Giaura i Juana,
Dołączył dwie lub trzy powieści,
W których się obraz wieku mieści
I całkiem wiernie jest oddana
Nieobyczajna i wyniosła,
Doświadczająca błędnych złud,
Współczesnych ludzi dusza oschła,
Samolubnego serca chłód,
Mózg, co ze światem się poróżnił
I wre, i działa, ale w próżni.

XXIII

Nieraz dojrzała na stronicy
Kreskę paznokciem naznaczoną;
Wtedy uważny wzrok dziewicy
Zaciekawiony żywiej płonął.
Tak poznawała mimochodem,
Jakie sentencje, jakie zdania
Trafiały mu do przekonania,
Na co wyrażał cichą zgodę.
Niekiedy puszczał w ruch ołówek,
Na marginesach znaczki kładł;
Z krzyżyków i króciutkich słówek
Układał się misterny ślad
I wyłaniała się z nich dusza
Nieobecnego Eugeniusza.

XXIV

I tak powoli — Bogu dzięki —
Wyraźniej widzi moja Tania,
Dla kogo musi znosić męki.
W głowie jej kłębią się pytania,
Kim jest ten dziwak niebezpieczny,
Zrodzony w piekle czy też w niebie,
Anioł czy szatan pewny siebie.
Może to tylko niedorzeczny,
Przybrany pozór, kopia blada
Cudzych fantazji, cudzych snów,
Nędzna maniera, maskarada,
Leksykon pełen modnych słów,
Moskwicz w opończy Czajld-Harolda,
Może ten człowiek — to parodia?

29 I 2014 # # #

Mandelsztam, ***

Wiersz Osipa Mandelsztama w przekładzie Adama Pomorskiego:

Kiedy pomiędzy cienie schodzi życie-Psyche
Półprzezroczystym lasem w ślad za Persefoną,
Ślepa jaskółka spada pod jej stopy ciche
Ze stygijską czułością i wicią zieloną.

Wokół uciekinierki widma się zebrały,
Witają nowicjuszkę zawodzącym głosem,
Z wielkim niedowierzaniem, w nadziei nieśmiałej
Słabe swe załamują ręce nad jej losem.

Ktoś tam flakonik perfum, ktoś lusterko niesie,
Duszy, kobiecie przecież, miła to zabawka,
I przezroczystych głosów po bezlistnym lesie
Siąpią suche biadania niby drobna mżawka.

Przezroczystego lasu nie widząc z daleka
Dusza stąpa stropiona przez tę czułą wrzawę
I chucha na lusterko, i z oddaniem zwleka
Miedzianego opłatka za mglistą przeprawę.

1920

19 I 2014 # # #

Garczyński, «Ostatni kanonier»

Sonet Stefana Garczyńskiego, powstańca listopadowego, Ostatni kanonier — podobno jeden z ulubionych wierszy Marii Janion.

Konie wszystkie poległy — żołnierze wybici —
Dowódca tylko jeden z dwoma pozostały,
Oszańcowany w trupy jak w zastępne wały,
Z dwóch armat ciągle bije, i dymi, i świeci.

Lecz na próżno — krwi, mordów wrogowie nie syci
Bateriami na zastęp uderzają mały,
Wkrótce się wróg zwycięstwem zupełnym poszczyci,
Wody nie ma — spiż w ogniu — kurzą się zapały.

Więc strzelać zaprzestano — śród kul, w siarki dymie
Trzech z lontami jak duchy migają się z dala
Nieszczęście! — kula znowu jednego obala!

Co za krzyk? — skąd ten wystrzał? — czyjeć słychać imię;
Imię wołając brata spiż moczy w krwi bratniej
I znowu dym i świeci kanonier ostatni.

08 I 2014 # #

«Pani Aniela», pierwszy romans Mickiewicza

Historia pierwszego, słabo znanego romansu Adama Mickiewicza opisana przez Juliusza Kleinera — i pewnego przekładu z Voltaire’a, dołączanego często do juweniliów wieszcza.

Czytaj dalej →

05 I 2014 # # # # #

Mandelsztam, «Żółw»

Wiersz Osipa Mandelsztama w przekładzie Adama Pomorskiego — Żółw:

W Pierii gołoborza i wądoły,
Szły za Muzami pierwsze korowody,
By nas lirnicy ślepi jako pszczoły
Jońskimi przecie uraczyli miody.

Od wypukłości panieńskiego czoła
Chłodek wzniosłości ku prawnukom wionie,
Aż im odsłonić czułe groby zdoła
W Archipelagu macierzystym łonie.

Wybiega wiosna deptać ruń Hellady,
W barwistej Safo stąpa dziś ciżemce
I z młoteczkami trudzą się cykady,
By pierścioneczek wykuć jak w piosence

Tęgi był cieśla: strop pod niebo sięga,
Na ucztę wszystkie wydusili kury,
Dla pary butów pewien szewc-mitręga
Rozpiął na kołkach pięciu wołów skóry.

Skorupa-lira pełza ociężale,
Jakiż ten żółw bez palców nieruchawy!
W słonku Epiru leży gdzieś na skale,
Grzeje ospale brzuszek swój złotawy.

Komu tam w głowie z takim czymś pieszczoty,
Któż do skorupy sięgnąć ma uśpionej?
Niech o Terpandrze sen swój roi złoty
Czując na sobie suchych palców szpony.

Krynica dęby chłodną poi rosą,
Z rozwianym włosem łąka trwa w szeleście,
Pachnie miodunka na uciechę osom.
O, święte wyspy, gdzież to wy jesteście?

Tam chleba nikt nadłamanego nie je,
Nieba skrzypliwa nie omroczy praca,
Tam miód i wino, mleko tam się leje,
A koło jakże lekko się obraca.

2 maja 1919, Kijów

04 I 2014 # # #

Felicjan, «Kwiat jaśminu»

Wiersz bardzo niesłusznie zapomnianego poety, Felicjana Faleńskiego (znanego pod pseudonimem Felicyan z racji niesławnego w drugiej połowie XIX wieku nazwiska) — Kwiat jaśminu. Przykład preleśmianizmu, czyli niezwykle rzadkiej w literaturze mieszanki… przyrodniczo-filozoficznego erotyzmu i maestrii językowej.

Szedł chłopiec z dziewczyną po ciepłym gdzieś lecie,
Rwąc kwiecie jaśminu, gdyż lubił to kwiecie.

Całował, a za nim dzieweczka też biała,
Co on pocałował — ona całowała.

I potem przysięgła przez najświętsze śluby
Całować na zawsze ten kwiat jemu luby.

A chłopiec, by w szczęściu nie zaszła mu zmiana,
Śmierć sobie co rychłą wyprosił u Pana.

Że zaś chciał, by kwieciem odżył całowanem,
Zmarł w noc — i jaśminem odkwitnął nad ranem.

Oj! biadaż dziewczynie!… gorzko bo płakała!
Aż zbladła od łez tych twarzyczka jej biała…

Więc gdy jej pierś wzdętą ból tęskny rozżala,
Rwie kwiecie i ciśnie do ustek z korala.

A od tych płomiennych całunków dziewczyny
Omdlewa kwiat biały i staje się siny.

I słodko mu więdnąć, gdy listki przechyla,
Iż od tej rozkoszy umiera co chwila.

Bo w kwiat, bo w wybrany, co blask z wonią zmącą,
Spłynęła z ust chłopca dusza kochająca.

Bo łzy kochającej dziewczyny żałosnej
Były mu zmarłemu rosą wiecznej wiosny.

30 XII 2013 # # #

Węgierski, dwa wiersze

Dwa rozkosznie antyklerykalne wiersze Tomasza Kajetana Węgierskiego, jednego z ciekawszych poetów polskiego oświecenia.

Skarga kanonika na kowala

Kowal na kanonika haniebnie zawzięty,
Nie uważając na stan, na charakter święty,
Niewinnie stojącego za swej kuźni drzwiami
Z tyłu rozpalonymi uszczypnął kleszczami.
Gorsząca całą wioskę straszna zbrodnia ona
Tak od Giełdy Osieckiej była osądzona;
“Kowal zgrzeszył, lecz kowal potrzebny nam jeszcze;
Kleszcze księdza zraniły, więc powiesić kleszcze!”

Wróble i Kościół (autorstwo niepewne) —

Stał kędyś Kościół drewniany;
Tysiące Wróblów w nim swe gniazda miało,
Proboszczowi się zachciało,
Żeby był reparowany.
Strach około naszych ptaków,
Wypędzono nieboraków.
Jak wszystko było gotowo,
I swą robotę skończył ksiądz Pleban gorliwy,
Przyleciał rój świegotliwy
Szukać mieszkania na nowo.
Wszystkie dziury załatane,
Wróble nie miały gdzie siedzieć.
Powracając się stroskane,
Rzekły: radzibyśmy wiedzieć,
Ten gmach duży,
Na jaki teraz użytek służy?

26 XII 2013 # # #

Tadeusz Dąbrowski, ***

Wiersz Tadeusza Dąbrowskiego z tomu Czarny kwadrat:

Latają tu bez przerwy te Ikary, już
przestałem zwracać uwagę — mówi oracz, nie
odrywając wzroku od gleby, rąk od pługa.

Nie lubię tu łowić, bo często włażą w sieć
te Ikary i trzeba wyplątywać z oczek
ręce i nogi — mówi rybak. Wszyscy

gadają o latających ludziach, to często patrzę
w niebo, ale jeszcze nigdy nie widziałem
— zwierza się pasterz. Spisuję ich wypowiedzi

przy wejściu do metra i widzę, jak o stopień
schodów potyka się pijany mężczyzna

i leci w dół.

22 XII 2013 # #

Przerwa-Tetmajer, «Melodia mgieł nocnych»

Głośny wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera Melodia mgieł nocnych z drugiego tomu Poezyj (a niżej — Czarny Staw Gąsienicowy Wojciecha Gersona):

(Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie…
Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,
Co nam ciała przeźrocze tęczą blasków nasyca,
I wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
I limb szumy powiewne i w smrekowym szept borze,
Pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
Dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie…
Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,
Lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,
Puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przeźroczą,
I sów pierzem puszystem, co w powietrzu krąg toczą,
Nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,
Jak my same, i w nikłe oplątajmy go sieci,
Z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,
Gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,
A wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,
Nim je zerwie i w pląsy znów pogoni nas skocznie…

Czarny Staw Gąsienicowy, Wojciech Gerson

18 XII 2013 # # # # #

Goszczyńskiego koliszczyzna

Z trzeciej pieśni Zamku kaniowskiego Goszczyńskiego — krajobraz po bitwie polsko-kozackiej na Ukrainie:

A w garle jaru jak wrzały, tak wrzały
Dźwięczące cięcia, ryczące wystrzały
I zgiełku męży wyjąca muzyka.
Niejeden jeździec zwinął się bez głowy,
Niejeden leżał pod ciężarem konia,
Niejedna z ostrzem rozstała się pika,
Niejeden w bryzgi poszedł miecz stalowy
Nim przepełniwszy bagniste parowy,
Powódź się wojny rozlała na błonia.

I któż jest w sile z żyjących na ziemi
Ogarnąć pięcią zmysłami słabemi
Ten taniec mordu, jaki wyprawiły
Wszystkie uczucia, wszystkie człeka siły
W jedno uczucie, w rozpacz przerodzone?
Dzięki połyskom, co z pożaru biją,
Że czasem nocy uchylą zasłonę!
Większe ciemnościom, że je znów zakryją!

10 XII 2013 # #

Na orkan Ksawery

Przeszedł przez Polskę w zeszłym tygodniu orkan Ksawery, a z tego powodu okolicznościowy wiersz Antoniego Lange z jego słynnych Rozmyślań (1906):

I

Orkany wyły i huczał grom…
Pioruny biły w cichy mój dom.
Oto ponury — stoję śród zgliszcz!

O, słońce! Chmury rozpędź i zniszcz
W promieni ruchu, śród złotych drgań!

Cierpiałeś, duchu! a teraz — wstań!

II

Zbudź się me serce z drętwych snów,
W życia iskierce — zbudź się znów!
Zbudź się w uśmiechu, w wiosennym echu —
W kwiatów oddechu — i pieśń swą mów!

09 XII 2013 # #

Polska między Rosją a Francją

Heinrich Heine, O Polsce:

Polska leży między Rosyą a — Francyą. Leżących przed Francyą Niemiec nie liczę, ponieważ znaczna część Polaków uważała Niemcy za szerokie bagno, które jak najrychlej należy przeskoczyć, aby dostać się do błogosławionej krainy, gdzie najdelikatniejsze fabrykuje się obyczaje i pomady.

Heine odwiedził Polskę w 1822 roku, na dobre dwanaście lat przed — Panem Tadeuszem Mickiewicza, który zresztą frankomanii nie lubił i nie podzielał:

Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,
Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,
Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.
Podczaszyc, mimo równość, wziął tytuł markiża;
Wiadomo, że tytuły przychodzą z Paryża,
A natenczas tam w modzie był tytuł markiża.
Jakoż, kiedy się moda odmieniła z laty,
Tenże sam markiż przybrał tytuł demokraty;
Wreszcie z odmienną modą, pod Napoleonem,
Demokrata przyjechał z Paryża baronem;
Gdyby żył dłużej, może nową alternatą
Z barona przechrzciłby się kiedyś demokratą.
Bo Paryż częstą mody odmianą się chlubi,
A co Francuz wymyśli, to Polak polubi.

06 XII 2013 # # # #

Blake, «Londyn»

Słynny wiersz Williama Blake’a, Londyn, w dwóch tłumaczeniach — Stanisława Barańczaka:

Wśród ulic, które rój lichwiarzy
Wykupił wraz z Tamizą mętną,
Błądzę — i widzę w każdej twarzy
Słabości i niedoli piętno.

Każdy głos, klątwa, krzyk urwany,
Płacz, którym Dziecko trwogę głuszy,
Dźwięczy w mym uchu jak kajdany
Wykute w kuźni ludzkiej duszy.

Gdy Kominiarczyk płacze z cicha,
Bledną kościołów ciemne ściany;
Kiedy żebrzący Żołnierz wzdycha,
Krwią spływa Pałac pozłacany.

Lecz w nocy słyszę też, jak z dala
Klnie młodociana Nierządnica:
Zarazą ślubne Łoże kala,
Jadem dziecięcą Łzę nasyca.

I Juliusza Wiktora Gomulickiego:

Błądząc po ulic korytarzach,
Tamizy przemierzając szlak,
Widzę na wszystkich wokół twarzach
Słabości znak, niedoli znak.

A każdy krzyk, co mąci ciszę,
Każdej dzieciny płacz i lęk,
I każda klątwa, którą słyszę,
To niewidzialnych kajdan brzęk.

Słyszę, jak świątyń czarne mury
Kominiarczyka płaczem drżą,
A szloch żołnierza spływa z góry
Po pałacowych ścianach — krwią.

W noc czarną słyszę zaś najczęściej,
Jak ladacznica młoda klnie,
Małżonkom zatruwając szczęście,
Dziecięciu wyciskając łzę.

03 XII 2013 # # # #

Malczewski, «O, jak przykro...»

Antoni Malczewski nie miał, zanim nie zabrał się do pisania Marii, szczęścia do poezji; krytycy, w tym Maria Dernałowicz, autorka popularnej Malczewskiego biografii, nie oceniaja wcześniejszych płodów jego pióra zbyt wysoko. Wyróżnia się na tym tle jednak wiersz O, jak przykro do swoich wracać bez nadziei…, opublikowany dopiero w 1876 roku w Ateneum (zaraz koło felietonu… starszego o kilka pokoleń Bolesława Prusa!):

O, jak przykro do swoich wracać bez nadziei!
Toczy się hucznie powóz w znajomej kolei,
Mija znane przedmioty, ojczyste zagony,
Ale widok ich dla mnie kirem osłoniony.
Ach, czemuż tak jak dawniej o szczęściu nie marzę?
Gdzież te, co się tak lubo uśmiechały, twarze?
Gdzie te serca, co czuły każde serca mego bicie?
Znikły — przez chwilę tylko ozdobiły życie —
Jak promień, co z obłoków na samotne góry
Błyśnie, i znów go skryją wiatrem gnane chmury,
Teraz cicho — żadne mnie nie witają głosy —
Tylko wiatr jęczy smutnie, uginając kłosy.

(Przy okazji: książka pani Dernałowicz bije rekordy w niechlujności wydania. Cytaty tłumaczone z języków obcych podawane są bez podpisu tłumacza, nigdzie np. nie znajdziemy noty, że Byron podawany jest w wersji Mickiewiczowskiej. Przypisów nie ma z racji popularnej formy książki, źródła jednak mogły być podane porządniej. I w końcu: Dernałowicz przepisała wiersz powyższy, zamieniając ostatnią kropkę na wielokropek — sugerujący w takiej sytuacji, że można spodziewać się dalszego ciągu utworu, i dopiero odnalezienie adresu bibliograficznego do Ateneum w przypisie do jednej z edycji Marii i sprawdzenie rzeczonego numeru pisma w bibliotece internetowej rozwiały wątpliwości — i mylące zabiegi interpunkcyjne Marii Dernałowicz.)

27 XI 2013 # #

Jan Lemański, «Mur»

Jana Lemańskiego sonet pod tytułem Mur — znaleziony w już nie do końca pamiętam którym czasopiśmie z końca XIX wieku i przedrukowywany tylko we fragmentach w podręcznikach do poetyki jako przykład wybitnie szalonego rymowania, a warty chyba przypomnienia.

Turyście, łaknącemu, w skwar, ogrodów woni,
Ustroni altan, zdrojów ciekących perliście, —
Symfonii boskiej szmer rzucają palm okiście
I wnijście kaktus mu wskazuje kolcem dłoni.

Śpią — czy stłumiła śmierć tu głosy, gdzie w bezczynie
Pinie drzemią… na mur legł zwój omdlałych pnączy?
Jedynie żywy zdrój tu nić przez szczerby sączy
I, rączy, topić ją, za mur, do morza płynie.

Zaciszy jest tu chłodność, upleciona z cieni;
Jest w niszy zielonawy satyr, skryty w bluszcze.
Cyprysy jak mnichowie stoją zamyśleni,
I pluszcze zdrój w cysternie, ciekący przez rysy.

Za murem morze wbiega raz po raz w skał nyże.
Lazurem wód uderzy i ścieka po żwirze.

Pisał o nim Boy z pewną przyganą w głosie we Wstępie do antologii Młodej Polski:

[…] spóźniony nieco parnasizm, to sztukmistrzostwo, daje nieraz efekty bardzo rozmaite. Wlecze je jak kulę u nogi Lemański, który świetny jest najczęściej tam, gdzie go nie uprawia, zbyt często bowiem skłonny jest piętrzyć trudności, które mu się nie opłacają, przestając być poezją, a zmieniając się w rodzaj krzyżówki.

23 XI 2013 # # #

Puszkin, «Ach, nóżki, nóżki!»

Notowania wierszowanej epiki romantycznej, zwłaszcza w postaci pisanych po Byronie powieści poetyckich, od dawna nie stoją zbyt wysoko. Niesłusznie — niżej krótki tylko fragment pierwszej księgi Puszkinowskiego Eugeniusza Oniegina w przekładzie Ważyka:

XXIX

Wściekle mnie ciągnęło na bale
W wesołe dni młodości szumnej:
Miejsce nadaje się wspaniale,
By liścik damie wcisnąć w tłumie,
By w tańcu szepnąć jej wyznanie…
O, wy, czcigodni małżonkowie,
Jest ostrzeżenie w moim słowie,
Kiedy wspominam miłe panie.
I wam, mateczki, ku przestrodze:
Prosto trzymajcie swoje lorgnon,
Baczcie na córki, skróćcie wodze,
Bo nuż, bo nuż… Ach, Boże broń!
A piszę to ku swej pociesze,
Bo sam od dawna już nie grzeszę.

XXX

O, dla balowych sal, wyznaję,
Wielem dni życia zmarnotrawił;
Gdybym śmiał gorszyć obyczaje,
To bym się jeszcze dziś zabawił.
Młodości, kocham twe szaleńcze
Porywy, gwar i blaski twoje,
I ścisk, i pań wymyślne stroje,
Kocham ich nóżki: cóż, nie ręczę,
Zali znajdziecie w Rosji całej
Choć ze trzy pary zgrabnych nóg.
Ach, długi czas mnie zachwycały
Dwie nóżki… gdybym tylko mógł
Wspomnieć je chłodno! Ale we śnie
Trwożą mi serce tak boleśnie.

XXXI

Szaleńcze, w jakim obcym mieście
Oderwiesz się od dni pamiętnych?
Ach, nóżki, nóżki! Gdzie jesteście?
Gdzie szukać traw pod wami zmiętych?
Was pieścił Wschód zaczarowany
I nigdy ślad wasz nie przebiegał
Posępnych pól w północnych śniegach;
Dawnoż patrzyłem, jak dywany
Nęciły dotyk wasz łaskawy,
Jak cieszył was ich miękki włos?
I czym mi była żądza sławy,
Kraj ojców czy wygnańczy los?
Młodych lat szczęście szybko znika,
Jak ślad wasz lekki znikł z trawnika.

Itd., itd.

02 XI 2013 # #

Zegadłowicz do Boya

W styczniu 1926 roku wystawiony został przekład Fausta Emila Zegadłowicza (później — głośnego autora Zmór). Część krytyki uznała tłumaczenie za arcydzieło, część, w tym Boy, mocniej lub lżej Zegadłowicza skrytykowała (jak to zwykle w takich sprawach bywa).

W marcu tak do Zegadłowicza pisał Boy (list 185 w I wydaniu korespondencji Żeleńskiego; listy do Boya się w znacznej większości niestety nie zachowały):

Szanowny Panie

Otrzymałem list i piękny wiersz. Cóż mógłbym mieć przeciw jego ogłoszeniu? Mogę jedynie podziękować i zapewnić pana, że z tym samym sercem go przyjąłem, z jakim był pisany. O szacunku i uznaniu, jakie mam dla talentu pana, zapewniać nie potrzebuję, gdyż niedawno miałem sposobność dać im wyraz, i nie wątpię, że jeszcze nieraz znajdę po temu sposobność jako krytyk teatralny.

Wyrazy poważania i uścisk dłoni łączę.

Boy

Wspomniany wiersz Zegadłowicza — całkiem ładny i uroczy, a pisany wybitnie z myślą o Boyu (Villon)! — poszedł do “Wiadomości Literackich” i od tamtego czasu nie był chyba przedrukowywany, Internety o nim milczą, więc uprzejmie podaję:

Rzecz dziwna, jak złe słowa ludzi dzielić mogą,
ile budzą niesnasek, jak rodzą zamęt —
wszakże wszyscy idziemy w wieczność jedną drogą
i jeden wypełniamy i ten sam testament.

Inność — ? — różnice — ? — wiary — ? — tu nie chodzi o to —
bo czy idziemy słońcem, czy idziemy cieniem,
życie ludzkie jest zawsze i wszędzie tęsknotą —
a największy cud — miłość — jest także cierpieniem.

W dniach trudnych — trudem ciężkim jest z duchem zmaganie —
ujrzałem, że mnie nie stać na skrywanie winy,
że między mną a sercem to pytanie stanie:
bracie, to powiedzenia — a gdzież twoje czyny — ? —

Lecz jeśli są złe słowa — i dobre być muszą,
w których czucia jak wiśnie wiosną kwieciścieją —
słowa, które nie kłamią, nie mylą, nie głuszą —
bo są tylko miłością i tylko nadzieją.

To radość ostateczna — to jedno, co krzepi —
nieustająca pomoc — wieczysta obrona — ! —
Gdy nie może być dobrze — niech będzie choć lepiej —
w imię zbawionej duszy poety Villona.

Żyję pod szumnym lasem, a ty w szumnym mieście —
tobie śpiewa ulica, mnie — skrzypiąca socha — —
Pragnę, byś miłowanej rzekł kiedy niewieście,
że w cieniu gór jest serce, które ciebie kocha!

Interpunkcja oryginalna autora.

27 X 2013 # # #

Kobiety z cygarami

Wśród różnych gier salonowych XIX-wiecznej Warszawy Paulina Wilkońska w swoich wspomnieniach opisała “pytania i odpowiedzi”: gospodyni rozdawała swoim gościom pytania, a po tygodniu — odbierała mniej lub bardziej dowcipne odpowiedzi (zazwyczaj wierszem).

Do czego lub kogo przyrównano by w zeszłym stuleciu [tj. XVIII] kobietę palącą cygaro?

Odpowiedź pisarza Ludwika Niemojowskiego:

Nie wiem, jakie by pradziad zrobił porównanie.
Lecz zawsze niepochlebne dałby pewnie zdanie.
Nasi bowiem ojcowie płeć piękną widzieli
Stworzoną do niańczenia albo do kądzieli.

Poświęcenie od kobiet jak należność brali
I sami używając — im użyć nie dali.
Dzisiaj dzielim z kobietą złe, dobre przygody —
I szczęście, i nieszczęście, i żal, i swobody.

Czy wzbronimy im użyć niewinnej rozkoszy,
Która myśli rozjaśnia, smutek z czoła spłoszy?
Wielu temu przygania — mnie się jednak zdaje,
Że nam to nie zaszkodzi — im wdzięku dodaje.

Czy nie szkodzi, nie byłbym taki pewien — ale mniejsza o to. Aleksander Kraushar zanotował w książce Polki twórcze czasów nowszych takie wspomnienie poświęcone Marii Ilnickiej i Deotymie:

Tam, na trzecim piętrze, w schludnym saloniku, odbywały się sympatyczne wtorki pani Marii, według ustalonego programu przyjęcia, złożonego ze szklanki herbaty i “rogalików”. Około pani domu usadowionej na kanapce grupowało się grono bywalców, z rezygnacją powstrzymując się od palenia papierosów, których Ilnicka nie znosiła, nie ze względu na ich szkodliwość dla zdrowia, ile ze względiu na ich proweniencję od Moskali, którzy ów nałóg u nas rozpowszechnili. Leżało to niemal w naturze Ilnickiej, iż ze wstrętem unikała zawsze wszystkiego, co mogło mieć jakikolwiek bliższy lub dalszy związek z nienawistną “Moskwą”. Jeśli więc ktoś z jej gości sybiraków nie mógł mimo najlepszej woli oprzeć się nawykowi “zaciągnięcia się”, ten chyłkiem opuszczał salonik i szukał w kuchence miejsca do wypalenia choćby kawałka papierosa…

Takiemu rygorowi, jak wiadomo, nie podlegali bywalcy salonu Deotymy, która, sama amatorka palenia, pozwalała swoim gościom po poczęstunku “lawą” (gorąca słodzona woda z arakiem) raczyć się dymem papierosów podczas słuchania fragmentów Sobieskiego pod Wiedniem.

22 X 2013 # # # # # # #

Syrokomla, «Homerowa dziatwa»

Wiersz, który Władysław Syrokomla przesłał Paulinie Wilkońskiej do albumu pamiątek — drukowany i gdzie indziej zresztą.

Boże mój, Boże! jak to poecie
Trudno i nudno żyć na tym świecie!
Każdego kocha, ufa bez granic,
I w sercach rymu dla serca szuka;
A dobrzy ludzie mają go za nic,
Bo zwieść poetę niewielka sztuka.
Przecież go każdy zwodzie ochoczy,
My tacy prości, a oni biegli!
Więc na złość światu zamknijmy oczy,
Udajmy, żeśmy nic nie postrzegli.
Niech zwodzi przyjaźń, zwodzi niewiasta,
Niech szarpie krytyk, lichwiarz odziera:
Ślepym był Homer, nasz protoplasta,
Więc bądźmy ślepi na cześć Homera.

Podpisany: Załucze, 1851 rok.

13 X 2013 # # #

Giulio Cesare Vanini

Na nazwisko Vaniniego po raz pierwszy natknąłem się przeglądając poświęconą libertynizmowi w poezji polskiej XVIII wieku książkę Jerzego Snopka, Objawienie i oświecenie — poniżej krótki fragment:

W XVII-wiecznej Francji bardzo istotne okazały się wpływy nurtu naturalistycznego. Czołowy jej przedstawiciel — Giulio Cesare Vanini — wziął osobiście udział w kształtowaniu libertage érudit, co zresztą przypłacił życiem. Oskarżono go o ateizm i spalono na stosie w 1619 roku. Przed śmiercią miał wyrzec następujące słowa: “Jezus nie był Bogiem, ale człowiekiem, tak jak ja, i pocił się z lęku przed śmiercią, a ja potrafię umrzeć odważniej. W ogóle nie ma innego Boga jak przyroda, ona jedynie jest wieczna”. Po śmierci libertyna jego nazwisko stało się symbolem ateizmu i rozwiązłości obyczajów. Bayle był jednym z wielkich obrońców Vaniniego, a Wolter twierdził, że rozumienie przez niego Boga jest całkowicie zgodne z teologią. Przyjął się zresztą sąd, że umysłowość Włocha, mimo iż przejęła i zradykalizowała idee Cardana i przede wszystkim Pompanazziego, była jeszcze obciążona zgoła średniowiecznym pociągiem do kabalistyki.

Friedrich Holderlin

A przypomniał mi się tekst Snopka — notabene jedno z nielicznych naukowych źródeł poświęconych libertynizmowi w Polsce — przy okazji lektury poezji Friedricha Hölderlina (na obrazie powyżej), które znalazłem w zbiorze Co się ostaje, ustanawiają poeci w przekładzie Antoniego Libery. Przekładzie w tym przypadku chyba niezbyt udanym, bo całkiem ciężkim i sztywnym, ale to na tyle ciekawa kartka z historii libertynizmu, że zawsze warto przytoczyć. Vanini:

Uznali, żeś bezbożnik! Twoje serce
Napiętnowali klątwą i związawszy,
Rzucili cię w płomienie. Święty mężu,
Czemuś nie wrócił błyskawicą z nieba

I nie poraził tych oszczerców w głowę,
I nie rozpętał monstrualnej burzy,
Która by barbarzyńskie ich popioły
Zmiotła z tej ziemi, z rodzinnego kraju?

Święta natura jednak, ktorąś kochał
I która cię przyjęła, kiedyś umarł,
Puszcza w niepamięć wyczyny człowieka
I wróg twój też znajduje wieczny pokój.

10 X 2013 # # # # #

Gomulicki, dwa wiersze

Dwa wiersze Wiktora Gomulickiego z historii literatury polskiego oświecenia, zagubione gdzieś w jego niemłodych już tomach i rzadko przedrukowywane — O Trembeckim:

Gdy cię widzę, jak wzrostem ogromny i duchem
Rymujesz dla wątłego króla politykę,
Jak potrząsasz powszednich kłopotów łańcuchem,
Jak, z duszą mędrca, wino sławisz i podwikę,
Jak cię rozhartowywa praca mdła i marna –
Zdajesz mi się Samsonem, co obraca żarna.

I O Księdzu Biskupie Warmińskim (czyli — Ignacym Krasickim):

Takiś przejrzysty, mój Mości Biskupie,
Że przez twe książki jak przez szkło puchara
Widać, czym serca nalana jest czara:
Żeś wróg wszystkiego, co złe i co głupie,
Że szczęście ściągnąć chcesz na polskie niwy
I — że sam jesteś ogromnie szczęśliwy!

09 X 2013 # # # #

Albert Potocki, «Do Kraszewskiego»

Z Moich wspomnień o życiu towarzyskim w Warszawie pisarki Pauliny Wilkońskiej:

Nikt jej nie odpowiedział, bo właśnie drzwi otworzono i ukazała się wysoka, barczysta postać w mundurze pułkownika rosyjskiego. […] Wojewodzina wyciągnęła ku niemu rękę, a jedna z pań obok poszepnęła: “Nasz bard, nasz wieszcz, pan Albert Potocki!” Poeta, powieściopisarz, wzięty w młodzieńczym wieku nagle za objawy zbyt gorącego patriotyzmu do wojska jako prosty żołdak. […] Za powrotem od lat podobno niewielu do kraju pan Albert w krótkim czasie na horyzoncie piśmiennictwa naszego zasłynął. Napisał krytykę przekładu niektórych dramatów Szekspira, przez Kefalińskiego (ks. Hołowińskiego), którego Akefalińskim nazwał. Drukował przełożone poezje z języków tureckiego, perskiego itd., itd.

Usiadł przy naszym stole. Wojewodzina zapytała, czyli nic z sobą świeżo stworzonego nie przyniósł. Uśmiechnął się i wyciągnął welinowy arkuszyk.

Do Kraszewskiego — wymówił.
— Wiersz do Kraszewskiego! — powtórzono wkoło i wszystko cisnąć się poczęło.

Poeta przeczytał nam wiersz zgrabny, gładki, napisany z dobrodusznym humorem, w którym przemawia do twórcy Świata i poety, ażeby tak wiele nie pisał.

Jak podaje przypis, wiersz Potockiego nie był nigdy wcześniej drukowany — i do dzisiaj, jak się wydaje, nie znalazł miejsca nigdzie poza pamiętnikiem Pauliny Wilkońskiej, bo w żadnym tomie poezji Potockiego nie zebrano.

Gdy świat młody w poezji barwy się odziewał,
Gdy Homer władał lutnią, gdy Wirgiliusz śpiewał,
Dziesięciu ledwo wieków upłynione dzieje
Dwie światu zdumiałemu dały Epopeje.

Za to, choć zgasły ludy, wśród których powstała,
Język ich wiecznie żyje, jak ich wieszczów chwała.
Nie tak się u nas dzieje, miesiąc nie upłynie,
Już nowa Epopeja w litewskiej krainie!

Wieszczu! Nie bądź okrutnym, zlituj się nad nami,
Wstrzymaj się choć na chwilę z prozą i wierszami.
Patrz, pod Witoloraudą siły się w nas chwieją,
A ty, nieludzki, nową grozisz Epopeją.

Daj się ubłagać, nie bądź współbratem wyrodnym,
Bądź tyle litościwym, ile jesteś płodnym.
Wyznajemy, że jesteś jak olbrzym potężnym,
Lecz bądź tyle łaskawym, ile jesteś mężnym.

Mieliśmy Marewiczów, Bielawskich przed laty,
Jacków i Marcinkowskich dźwigał koń skrzydlaty,
Lecz chociaż jedne z tobą przebiegali szlaki,
Żaden z nich się nam nie dał tak jak ty we znaki.

Mętna Wisła, na wiosnę gdy wystąpi z brzegów,
Zatapia włoście wodą roztopionych śniegów,
Lecz wkrótce, klęsk zadanych rolnikowi syta,
Powraca zawstydzona do swego koryta.

I ty Polskę zalałeś wierszami i prozą,
Sześć par wołów znad Dniepru dzieł twych nie uwiozą,
Lecz choć Polak z Litwinem w twoich wierszach brodzi,
Nowej się muszą jeszcze obawiać powodzi.

Zlituj się, Bóg ci rymów nadgrodzi sowicie,
Ale płyń choć na chwilę w swym własnym korycie,
A jeśli żadna prośba wzruszyć cię nie może,
Wtenczas daj nam, o, daj nam cierpliwości, Boże!

(Chciałbym, ażeby Szabrański miał tyle odwagi na pioruny Kraszewskiego i jemu podobnych, ażeby to wydrukował).

Potocki zmarł na cholerę na Kaukazie między 1847 a 1853 rokiem. Wiersz zatytułowany Pamięci Alberta Szeligi hrabiego Potockiego — pułkownika — zmarłego na Kaukazie poświęcił mu przyjaciel, Cyprian Kamil Norwid:

Mówiłeś “wspomnij!…” — gdy żegnałem Cię —
Niechże Ci będzie lekką ziemi wschodnia:
Ziemia Kaukazu, gdzie lud w błogim śnie,
Gdzie imię “brata” — “gościa” — lub “przechodnia”
Oznacza jednę myśl… nie trzy… nie dwie!…

*
Wieluż? umarło — od spomnianych chwil —
A wielu? Ciebie i mnie zapomniało;
Gdy między grobem Twym, a mną?… świat-mil
Legł — i umarł głos mój, jak Twe ciało:
Choć — ból to równy (jeżeli: Człek jest styl)

*
Lecz ja nuciłem zawdy strojem tym,
Co mało-baczyć śmie na ludzkie głosy —
To stać mię jeszcze i dla Cię na rym,
Którego w ziemię — cień, światłość w niebiosy
Przeszła — — cześć Tobie!… przebaczenie im…

30 IX 2013 # # # # #