Jerzy Stempowski, Notatnik niespiesznego przechodnia, XXVI:
Przyjaciele pytają mnie nieraz, czemu nie spisuję wspomnień z dwudziestolecia, które oglądałem dość blisko, z różnych stron, bez zaangażowania. Nasze dwudziestolecie posiada historię bogatą w malownicze i warte zastanowienia wypadki. Przeraża mnie jednak nędza i poniewierka obywateli Rzplitej tego czasu. Gdyby zaproponowano mi nowe życia w skórze robotnika lub chłopa dwudziestolecia, wybrałbym śmierć. Mimo przebłysków lekkomyślności styl ówczesnego życia był surowy. Usiłuję wyobrazić sobie wystawę pamiątek po dwudziestoleciu. Architekturę reprezentowałyby makiety ministerstw, banków państwowych, chłodni w Gdyni, osiedla robotniczego na Żoliborzu, domów urzędniczych. Wyroby “Ładu” zdobiłyby ich wnętrza. Nie widzę miejsca na i pensieri Stanisława Noakowskiego, będące reminiscencjami z innych epok. Szukając pamiątek stricte sensu historycznych, nie umiem wyjść poza żałosny kaszkiet i portki marszałka Piłsudskiego. Weselszą stronę dwudziestolecia reprezentowałyby fotografie półpiętrza Ziemiańskiej, IPS-u z freskiem Topolskiego, Miry Zimińskiej i Szopki “Cyrulika Warszawskiego”. Patrzę bez żalu, jak szczegóły tego okresu ulatniają się powoli z mojej pamięci.
16
X
2014
#Jerzy Stempowski
#XX wiek
Z książki Marii Konopnickiej pod tytułem Polskie ziemie. Krajobraz (z roku 1907):
W tej wszakże przedziwnej rozmaitości ukształtowania Polski jest rys jeden naczelny, rys naznaczony najsilniej, rozwinięty najszerzej, wyżłobiony najgłębiej w jej obliczu. Rysem tym jest wielka jej polność.
Ona to nadaje Ziemi naszej koloryt, charakter i ton tak wybitny, że nie mają mocy zatrzeć go, ni przeprzeć ani Tatry, dźwigające na zawrotną wyżynę poszarpane wirchy, ani morza, bijące zapienioną płetwą o dwubrzeże nasze, ani pojeziorne rozcieki Prus, Inflant, Kurlandyi, ani zatajone puszcze Litwy, ani bagniste zapadliska kotliny poleskiej, ani ukrainne stepowe rozłogi.
Wszystko to ma cechę drugorzędności, drugoplanowości jakby, choć ubogaca nam Ziemię majestatem i oryginalnością niezwykłego piękna.
Polność wszakże stanowi istotny rdzeń naszego narodowego życia, naszego duchowego rozwoju, jest syntezą wszystkich rysów oblicza Ziemi-matki.
15
X
2014
#Maria Konopnicka
#XX wiek
#Polska
Z opowiadania Zepsuty ornament Romana Jaworskiego (Historie maniaków):
Jakiś głos o drewnianym timbre spokojnie opowiadał:
“Niedaleko Mediolanu widziałem zdarzenie. Przejeżdżaliśmy obok, w kilka godzin po wypadku. Jeszcze snuły się dymy i słychać było trzask rozpadających się w ostateczność szczątków. W rowie leżało kilka wagonów przewalonych, jakby od niechcenia, w śpiącym ułożeniu znużonego kamelota. Na szczycie wału stał wyniosły fragment dwóch spiętrzonych wozów, które się wbiły w siebie czołami z zajadłością rozwścieczonych byków. Obie maszyny zlały się w jedność miażdżącego uścisku. W powietrzu wirowały dławiące, dokuczliwe pyłki. Opodal na grudzie ziemnej zwidziałem bardzo białą, cieniuchną, kobiecą koszulkę. W jednym miejscu można było dostrzec jakąś część zmiażdżonego ciała, która przezierała przez batyst, różowiąc się delikatnie. Jakaś obnażona szpada połyskiwała w słońcu. A dalej leżał nowiutki cylinder, nienaruszony, lśniący. W jego cieniu zakrzepłą plamą krwi przylgnęła do ziemi głowa mężczyzny. Sama głowa. Jak odcięta, proszę państwa, jak równiutko, niby rozmachem topora, niby uderzeniem gilotyny! W oddali rzęziło konające dziecię, które trup matki przygniótł swym ciężarem. Staruszek, z oderwaną, zwisającą szczęką, obłąkany z bólu, miął pięści i ciskał żużle ku niebu. Od miasta nadchodzili ludzie, niosąc pomoc. Układano trupy rzędem w rowie, a kobiety przysłaniały im twarze brudnymi płachtami. Właśnie wleczono na nosze człowieka, który oszalał i miotał się rozpaczliwie mimo rany. Chwilami zachodziła cisza i zdawało się, iż wszystko słucha jeno głosu tego szaleńca, nawet to wielkie, tak pogodne słońce. Wnet jednak w głąb żwiru wbijały się z sykiem rydle i ćwirczały naprężone łańcuchy dźwigarów. Padały wołania lekarzy. W oddali kołowali ludzie i kradli…”
Ułomna staruszka, słuchając, spazmatycznie łkała.
14
X
2014
#Roman Jaworski
#XX wiek
Wiersz Czesława Miłosza Sekretarze:
Sługa ja tylko jestem niewidzialnej rzeczy,
Która jest dyktowana mnie i kilku innym.
Sekretarze, nawzajem nieznani, po ziemi chodzimy,
Niewiele rozumiejąc. Zaczynając w połowie zdania,
Urywając inne przed kropką. A jaka złoży się całość
Nie nam dochodzić, bo nikt z nas jej nie odczyta.
13
X
2014
#Czeslaw Milosz
#poezja
#XX wiek
Z Maksym i rozważań moralnych François de La Rochefoucould w tłumaczeniu Boya maksyma 116:
Nic obłudniejszego nad sposób, w jaki prosimy o rady i udzielamy ich. Ten, kto prosi o nie, udaje pełną szacunku pwoolność dla zdania swego przyjaciela, mimo iż pragnie jedynie uzyskać odeń potwierdzenie własnych poglądów i narzucać mu rękojmię swego postępowania; ten, który radzi, płaci okazane mu zaufanie żywą i bezinteresowną gorliwością, mimo że najczęściej w radach, które daje, szuka jedynie własnej korzyści lub chluby.
12
X
2014
#Tadeusz Boy-Zelenski
#XVII wiek
#Francois de La Rochefoucauld
#filozofia