Z Ecce homo Friedricha Nietzschego, ostatniej ukończonej książki niemieckiego filozofa (stanowiącej swoją drogą dobry wstęp do jego twórczości):
Inna roztropność i samoobrona polega na tym, że reaguje się możliwie najrzadziej i unika sytuacji oraz warunków, w których byłoby się skazanym na to, by swą “wolność”, swą inicjatywę niejako zawiesić i stać się samym tylko reagensem. Wezmę jako przykład korzystanie z książek.
Uczony, który książki w zasadzie tylko “zalicza” — filolog o średnim przerobie około 200 stron dziennie — w ostateczności traci zupełnie zdolność samodzielnego myślenia. Gdy nie zalicza, to nie myśli. Gdy myśli, odpowiada tylko na pewien bodziec (przeczytana myśl) — już tylko reaguje. Uczony wydatkuje całą swą energię na mówienie “tak” i “nie” podczas krytyki rzeczy już pomyślanych — sam już nie myśli… Jego instynkt samoobrony zwiotczał, w przeciwnym razie broniłby się przed książkami. Uczony — décadent. Widziałem to na własne oczy: zdolne, bogate i wolne natury już po trzydziestce “haniebnie oczytane”, już tylko zapałki, które trzeba pocierać, by zaiskrzyły — by wydały “myśl”. Wczesnym rankiem u początku dnia, wśród świeżości, przy porannej zorzy swych sił czytać książkę — to dopiero zbrodnia!
01
X
2014
#Friedrich Nietzsche
#XIX wiek
#filozofia
#humanistyka
#Bogdan Baran
Wiersz Virgini intactae (łac. Dziewicy nietkniętej) Kazimierza Przerwy-Tetmajera (i przy okazji: ciekawe, jak słowo “pójdź” zupełnie zmieniło znaczenie: pod koniec XIX wieku znaczyło nic więcej jak “chodź”):
Ust twych więc usta nie tknęły niczyje?
Nikt nie uścisnął twojej drżącej ręki?
Nikt się nie oplótł w twoich włosów pęki,
Ani się wessał w twoją białą szyję?
Nikt się nie wsłuchał, jak twe serce bije,
Jak omdlewają słów błękitne dźwięki,
A ciała twego kształt smukły i miękki
Zdrój tylko widział i wodne lilije?
I nigdy dumne to, królewskie ciało,
W niczyich ramion uścisku nie drżało?
Pragnienie twoje jest jak blask o wschodzie?
Nigdy w twych oczu słonecznym ogrodzie
Nie trysła rozkosz kwiatami złotemi?
Pójdź! Tyś jest szczęściem najwyższem na ziemi!
30
IX
2014
#Kazimierz Przerwa-Tetmajer
#poezja
#XIX wiek
Z Moich wspomnień o życiu towarzyskim w Warszawie pamiętnikarki i powieściopisarki Pauliny Wilkońskiej wspomnienie o Deotymie:
— Zasiadło przy bliższym stoliku czterech stenografów, pomiędzy tymi sam pan Wacław Łuszczewski. Wszystko było w oczekiwaniu.
— Zadano „przeczucie” — poszepnął mi z cicha Władysław Kazimierz Wójcicki, redaktor “Biblioteki Warszawskiej”, autor Historii literatury polskiej, Klechd, Gawęd itd., itd.
Deotyma stanęła na środku. Cała w białym kaszmirze, z włosami z tyłu głowy podwiniętymi, jak na Kaniewskiego obrazie. Wkoło niej małą tylko próżną zostawiono przestrzeń. Jedne połowę salonu przeważnie zajęły panie. Drugą panowie, którzy niby mur utworzyli. Cisza zaległa, nikt odetchnąć nie śmiał. Wieszczka stała, jak gdyby duchem odbiegła ziemię, jak gdyby z nami nie była wcale: jakby pogrążona w śnie somnambulicznym. Takie na mnie uczyniła wrażenie — a silne bardzo. Stałam wsparta na krawędzi krzesła, bom dosiedzieć nie mogła. Objęłam ją wzrokiem, życzeniem, przejęciem się całym, że aż tchu niby zabrakło.
Zaczęła mówić.
Sympatyczne rysy nieokreślony przysłonił wyraz: natchnienie. Lica jej były nieco przyblade. Oczy to wzniosła, to spuściła znowu. Rękę, jakby utoczoną, na której lekki, szeroki zwieszał się rękaw, podnosiła czasami. Niekiedy pierś uczucie wzdęło silniejsze, ale cała postać i rysy posągowy zachowały spokój. Mówiła z początku wolniej, ciszej, potem nieco szybciej, głosem podniesionym więcej. A słowa z ust jej płynęły, jak gdyby sama nie wiedziała o nich. I spamiętałam na zawsze pełne myśli wyrazy:
Przeczucie — światów ogniwem,
Przeczucie — mędrców podziwem,
Przeczucie — kluczem poety,
Przeczucie — skarbem kobiety.
Gdy skończyła, wrzawa otoczyła poetkę. Pochwały, głównie w języku francuskim, sypano. Ale posłyszano i szczeropolskie słowa.
Deotyma, w XIX wieku bardzo popularna poetka, nazywana często mianem wieszczki, do dzisiaj pozostała symbolem grafomanii — ale, jak się okazuje, i wtedy już po Warszawie chodziły znaki, że nie wszyscy reagowali na improwizacje Deotymy tak, jak Paulina Wilkońska:
Deotyma
się nadyma;
zamiast kiecki
ma strój grecki!
A to tylko jeden z wielu popularnych za czasów Deotymy złośliwych epigramatów.
29
IX
2014
#Deotyma
#Paulina Wilkonska
#XIX wiek
Przekład Leopolda Staffa wiersza Mellina de Saint-Gellais (1491-1558) — Do zazdrośnika:
Modlę się Bogu by dał biedę tobie,
Zimę bez ognia i starość bez domu,
Spichlerz bez ziarna u roku przełomu,
Bez win piwnicę w długiej lata dobie.
Modlę się Bogu byś z jego zrządzenia
Nie miał u siebie nic oprócz przykrości,
Tak, byś chcąc zaznać nieco przyjemności —
Pragnął się dostać na gwałt do więzienia.
Modlę się Bogu, panu świętych ligi,
Abyś zdobywał swój chleb w żebraninie,
Sam i nieznany i w obcej krainie,
Niezrozumiany z mowy i na migi.
Modlę się Bogu, byś czekał w potrzebie,
Aż drzwi otworzą tobie przez noc całą,
W kurcie pod rynną, kiedy będzie lało,
I by nie chciały drzwi usłyszeć ciebie.
28
IX
2014
#Leopold Staff
#Mellin de Saint-Gelais
#poezja
#XX wiek
Z tomu esejów Czytając Mickiewicza Juliana Przybosia:
Nie wiem, jak badacze poezji Mickiewicza (wspominają tylko o weimarskiej historii z pierścionkami dam) tłumaczą wyznania Konrada, że:
ptaki […] okiem zatrzymam jak w sidle —
że
Kiedy spojrzę w kometę całą mocą duszy
Dopóki na nią patrzę, z miejsca się nie ruszy.
Zapewne szukają źródła tych demonicznych zdań w tradycji literackiej, w prometeizmie programowo wyznawanym przez wielu romantyków — i zapewne mają swoją rację, gdy tak sądzą. Ale — czujemy to mocno — Mickiewicz nie napisał tych słów dlatego, że ośmielił go Ajschylos i Goethe. Ośmieliły go jakieś jego własne dzieje.
To nie są tylko puste, retoryczne przechwałki, hiperbole dla hiperboli; jakieś doświadczenie odpowiadało tym hiperbolicznym obrazom niezwykłej mocy duchowej poety.
27
IX
2014
#Julian Przybos
#Adam Mickiewicz