Z Dziennika moskiewskiego Waltera Benjamina:
21 stycznia [1927]. To rocznica śmierci Lenina. Wszystkie lokale rozrywkowe zamknięte. Święto dla sklepów i biur jednak, ze względu na “reżim ekonomiczny”, będzie dopiero następnego dnia, w sobotę, kiedy i tak pracuje się o połowę krócej. […] Poprzedniego wieczoru, gdy zbierałem się do wyjścia, Asja zaproponowała mi, bym o drugiej po południu poszedł z nią do teatru dziecięcego, który występuje na Twerskiej w kinie Ars. Jednak kiedy przyszedłem, nikogo nie było; uświadomiłem sobie, że trudno byłoby spodziewać się występu tego dnia. Na koniec strażnik wypędził mnie z westybulu, gdzie chciałem się ogrzać, i oświadczył, że teatr jest nieczynny.
28
II
2014
#Moskwa
#Walter Benjamin
#XX wiek
#Lenin
Z Kilku uwag nad powieścią Elizy Orzeszkowej:
Powieść natchniona fantazją i rozumem ma dwie strony i wartości: jedną, zewnętrzną, odnoszącą się do formy, drugą, wewnętrzną, uwydatniającą myśl, dążenie. Co działa na wyobraźnią, co unosi, przeraża, to jest dziełem fantazji ujętej w ramy pięknej formy; co naucza, wznosi i rozjaśnia pojęcia, to dzieło rozumu, myśli zdrowej. Ażeby powieść była użyteczną i miłą oświeconym umysłom, oba warunki posiadać musi. Sztuka dla sztuki w piśmiennictwie mało kogo podniesie, mało się komu podoba w rozumującym i analizującym wieku. W piśmiennictwie dzieło sztuki powinno mieć myśl szeroką, cel obchodzący ogół, aby ocenionym być wysoko i pożytecznym; inaczej staje się piękną gadaniną, brzmiącym, ale próżnym dźwiękiem, cackiem dobrym do bawienia dzieci.
Z takich potrzeb i przekonań zrodziła się najpowszechniejsza dziś i najogólniej ulubiona tendencyjna powieść.
Powieść tendencyjna wywiera więcej działania na rozum niż na wyobraźnią. Obudzenie gorączkowej ciekawości nie jest jej celem; dla postaci, które przedstawia, a z których każda wciela w siebie ideę jakąś — nie wybiera ona dróg cudownych, nadzwyczajnych, zdumiewających, ale prowadzi je torem zwykłym ludzkości — właśnie dlatego, aby w przedstawionych istnieniach podawać ogółowi naukę, której z wyjątkowych trafów czerpać by nie mógł. Nie idzie jednak za tym, aby tendencyjna powieść oblekać się miała koniecznie w trywialną, nudną formę. Prawdziwy talent powieściopisarza potrafi powszednie sprawy przyodziać w estetykę i prostym, ale umiejętnym wykazaniem głębi serc i tła żywotów ludzkich wzruszyć głęboko i do rozmyślań pobudzić. Autor tendencyjnej powieści musi zabronić sobie przedstawiania wszelkich nadnaturalnych, nadzwyczajnych zdarzeń i zjawisk. Upiory, potwory, sfinksy w ludzkich postaciach nie znajdą miejsca w jego dziele — ale za to wolno mu poruszać wszystkie ludzkie rozkosze, bóle, miłości i rozpacze; wszystkie cnoty i występki; wszystkie szczyty, upadki. Wolno mu te przeróżne tła ludzkich żywotów mistrzowską ręką cieniować, w tony przeróżnych pieśni układać — aby tym głęboko wzruszyć czytelnika, na myśl jego wpłynąć, a myślą tą i sercem przykuwszy go do swojego dzieła wskazywać mu zamierzone cele.
27
II
2014
#Eliza Orzeszkowa
Z wielkiej monografii Juliusza Kleinera o Adamie Mickiewiczu fragment o słynnym polskim uczonym — Janie Śniadeckim:
Z początkiem w. XIX ludzie stojący na wyżynach kultury polskiej pragnęli ugruntować i rozwinąć zdobycze umysłowe ostatnich lat dziesiątków, owo odrodzenie kulturalne zainicjowane przez epokę stanisławowską, idące konsekwentnie po linii umiarkowanych idei wieku oświecenia, w związku ścisłym z kulturą francuską, ale z silną tendencją narodową. Obok Czartoryskiego i Czackiego — Jan Śniadecki zmierzał do tego celu z najjaśniejszą świadomością.
Dumny, wyniosły uczony i pisarz niepospolity, jako astronom i matematyk nawiązywał do tradycyj świetnych nauki polskiej, która rozkwit umiejętności matematyczno-przyrodniczych w Krakowie uhonorowała dziełem Kopernika; nie darmo Śniadecki pamięć Kopernika wskrzeszał i po wiekach zapomniania kultem jego chciał stwierdzić nową falę polskiej pracy naukowej. Miał poczucie misji — a za misję swą uważał wprowadzić w narodzie myślenie naukowe i stworzyć styl naukowy. Od Locke’a i od Francuzów nauczył się jasności myśli i słowa i dążył do niej konsekwentnie. Zdawał sobie sprawę z tego, jak dalece brak jest Polsce kultury istotnej myślenia logicznego. Uświadamiał sobie silniej może niż inni, że twórczość umysłowa i kult języka mają dać rekompensatę za klęski polityczne. To wszystko, co zagrażało jego ideałowi myśli naukowej i słowa jasnego, uważał za niebezpieczeństwo narodowe. Tym bardziej, gdy niebezpieczeństwo takie groziło ze strony niemczyzny, do której zawsze żywił silną niechęć; okazywał się zaś w antypatiach równie bezwzględnym, jak w działaniach pozytywnych.
Jan Śniadecki nie był już rektorem, gdy Mickiewicz przybył do Wilna; ale trwały skutki jego rządów w tych latach najświetniejszych Uniwersytetu, którego poziom wkrótce zaczął się nieco obniżać, zanim jeszcze zaciążyła niszcząco ręka Nowosilcowa.
Mickiewicz nie zetknął się jako słuchacz ze znakomitym uczonym, roszczącym sobie pretensje do pewnej dyktatury umysłowej, a nie pragnącym wcale zbliżać się do młodzieży. Ale wszedł w krąg atmosfery duchowej wytworzonej przez Jana Śniadeckiego i czuł skutki jego systemu, gdy od nauk matematyczno-przyrodniczych zacząć musiał studia.
26
II
2014
#Juliusz Kleiner
#Adam Mickiewicz
#XIX wiek
#Jan Sniadecki
#Uniwersytet Wilenski
Z artykułu Władysława Kozłowskiego Położenie filozofii u nas (1890 rok):
Obawa zatracenia przez naród swojskich pierwiastków jest strachem dziecinnym i małodusznym. Naród nasz jest dzieckiem cywilizacji zachodniej. Pod jej bezpośrednim wpływem kształcił się. Szaleństwem byłoby dzisiaj, po latach tysiącu, zrywać z nią i wyszukiwać jakichś żywiołów plemiennych, tak dalece różnych od pierwiastków cywilizacji zachodniej, ażebyśmy mieli prawo w ich imię rościć pretensję do jakichś odrębności wobec niej. Ma nasz naród, jak każdy inny, właściwą sobie indywidualność; indywidualność ta atoli nie wymaga, ażebyśmy mieli zrywać łączące nas spójnie z cywilizacją i, odsuwając się od jej ruchu, zaskorupiać się w formach, któreśmy od niej zapożyczyli, a które ona teraz odrzuca jako zużyte łachmany.
25
II
2014
#XIX wiek
#Wladyslaw Kozlowski
Z Dziennika moskiewskiego Waltera Benjamina:
5 stycznia [1927]. Moskwa jest najcichszą ze wszystkich metropolii, a w śniegu — cicha w dwójnasób. Główny instrument w orkiestrze ulicy, klakson samochodu, jest słabo obsadzony; nie ma tu wielu aut. Podobnie jest tu bardzo mało gazet, w zasadzie tylko jedna gazeta bulwarowa, jedna gazeta wieczorna, która ukazuje się około trzeciej po południu. Nawet okrzyki sprzedawców brzmią tu bardzo cicho. Handel uliczny jest na ogół nielegalny i niechętnie zwraca na siebie uwagę. Przechodniów przyciąga nie tyle okrzykami, ile cichymi, jeśli nie wprost szeptanymi przemowami, w których jest coś z proszącego tonu żebraków.
24
II
2014
#Moskwa
#Walter Benjamin
#XX wiek