Ze wstępu do Obrachunków fredrowskich Boya:
W roku 1940 w Moskwie poznałem waszego nieodżałowanego Boya-Żeleńskiego — opowiadał kiedyś György Lukács. — Cóż to był za uroczy człowiek, jaki wspaniały dowcip, co za kultura! Rozmawialiśmy z sobą wiele, naturalnie także i o Balzaku. Rozumieliśmy się doskonale, polubiliśmy się. W jednym tylko punkcie nie mogłem się z nim zgodzić: żywił niczym nie usprawiedliwiony kult dla Przybyszewskiego, którego dzieła znałem z przekładów, i dla tego okresu, który u was zwał się Młodą Polską.
Na czasy Młodej Polski przypadła barwna młodość Boya, w tym niespełniona miłość do żony Przybyszewskiego, Norweżki Dagny Juel.
08
II
2014
#Gyorgy Lukacs
#Tadeusz Boy-Zelenski
#Stanislaw Przybyszewski
Wywiad z Claude’em Lévi-Straussem przeprowadzony przez Junzo Kawadę (z książki Straussa Druga strona księżyca. Pisma o Japonii):
Junzo Kawada: Kiedy w 1986 roku odbyliśmy rejs po kanałach Tokio i na wyspę Tsukuda, gdzie przybyliśmy, powiedział pan do żony, że chciałby pan mieszkać w tej ubogiej dzielnicy ludowej. Jaki aspekt tej dzielnicy pana pociągał?
Claude Lévi-Strauss: Wyspa Tsukada to był szok. Ponieważ te małe drewniane domki otoczone zielenią, ci rybacy, którzy nosili ubrania robocze, ale wyglądali trochę tak, jakby byli ubrani w dawne stroje, barka, na której płynęliśmy, wszystko to nagle przypomniało mi Hokusaia i ten piękny album Sumidagawa ryōgan ichiran, “Dwa brzegi Sumidy”; innymi słowy, coś, co było prawdopodobnie jednym z największych osiągnięć ludzkości, na równi z Wenecją — zresztą pan mi pokazał, że w Tokio jest coś z Wenecji, czego nie podejrzewałem. Wszystko to było głęboko poruszające dla kogoś, kto faktycznie znał Japonię tylko przez stare obrazy. A pan mnie pyta, czy znalazłem coś takiego gdzie indziej?
Mówiłem panu, że gdy jechałem do Japonii, wielu Japończyków mi mówiło: “Tylko niech się pan nie da zniechęcić przez Tokio. Tokio to brzydkie miasto”. Ale wcale nie miałem takiego wrażenia w nowoczesnym Tokio, ponieważ czułem się uwolniony od czegoś, co, jak nie podejrzewałem nawet, w wielkim stopniu jest ograniczeniem w naszych cywilizacjach, to znaczy od ulic! Ulic z domami ściśniętymi jeden przy drugim, podczas gdy w Tokio budynki są stawiane z dużo większą swobodą, jeśli mogę tak powiedzieć, i sprawiają ciągłe wrażenie różnorodności.
07
II
2014
#Claude Levi-Strauss
#Hokusai
#Japonia
#Tokio
Wywiad z Claude’em Lévi-Straussem przeprowadzony przez Junzo Kawadę (z książki Straussa Druga strona księżyca. Pisma o Japonii):
Junzo Kawada: Zawsze cechowała pana żywa ciekawość intelektualna, ale także i gastronomiczna. Czy może pan skomentować kuchnię japońską na podstawie pańskiego własnego doświadczenia?
Claude Lévi-Strauss: Pan wie, że od razu polubiłem kuchnię japońską. Jednak było w niej dla mnie wiele nowości. Oczywiście przebywając wśród Indian w Brazylii, jadłem żywe larwy — surowe, tak!, ale nie jadłem surowej ryby; sashimi, absolutnie tego nie znałem…
JK: O tak, surowy karp!
CLS: Tak, tak, podobnie i inne ryby. To, co od razu mi się spodobało w kuchni japońskiej, to to, co zawsze mnie urzekało w ukiyo-e, a także to, co ogólnie nazywa się “sztuką Yamato”, czyli staranie o pozostawienie kolorów w stanie czystym, rozróżnianie rysunku i barwy: stosowanie pewnej dekompozycji, by tak rzec, elementów, z których nasza kuchnia i nasze malarstwo starają się stworzyć ogólną syntezę.
Ale ten sposób pozostawiania smaków w stanie czystym, w całej ich prostocie, pozostawiania konsumentowi starania o samodzielne zorganizowanie gamy smaków, jakimi ma ochotę się rozkoszować, to wydaje mi się mocno pociągające. Muszę zresztą powiedzieć, że od pobytu w Japonii jadam ryż gotowany wyłącznie na sposób japoński. A dzięki prezentom odkryłem z radością ryż z yakinori, który wraz ze smakiem alg ma dla mnie moc przywoływania Japonii, podobnie jak magdalenka dla Prousta!
06
II
2014
#Claude Levi-Strauss
#Japonia
#kuchnia
Z książki Anieli Kowalskiej pod tytułem Warszawa literacka w okresie przełomu kulturalnego 1815-1822:
Wiedzieli przecież i cieszyli się z tego wszyscy, że rozwojowi kulturalnemu kraju, sprawom nauki i literatury, postępowi oświaty w stolicy patronuje i służy — w symbiozie z Towarzystwem Przyjaciół Nauk — świeżo założony i rozbudowany Uniwersytet Warszawski. Jeszcze w listopadzie 1816 r. został podpisany, a na początku 1817 ukazał się na łamach gazet stołecznych reskrypt Aleksandra I w języku łacińskim i polskim, a więc bardzo uroczyście i godnie, o utworzeniu Warszawskiego Królewskiego Uniwersytetu, czyli Szkoły Głównej pięciowydziałowej, z nowymi wydziałami: teologicznym, matematyczno-fizycznym i humanistycznym, “pod bezpośrednim zwierzchnictwem rektora i właściwych dziekanów”.
Warszawska wyższa uczelnia, mieszcząca się na Krakowskim Przedmieściu, w samym sercu stolicy, na rozbudowanych terenach dawnego, świetnego długą tradycją pałacu Kazimierzowskiego, poprzez swoje lepiej czy gorzej obsadzone, ale liczne (w imponującej liczbie 45) katedry promieniowała szeroko na wszystkie ziemie polskie zostające pod zaborem, w wysokim o sobie mniemaniu zaćmiewając nawet Wilno.
Rozpisywał się “Kurier” z należytym szacunkiem i atencją o “wyniosłych i ozdobnych” gmachach Uniwersytetu Warszawskiego, o jego salach obszernych, gdzie także mają znaleźć miejsce godne wielkiego miasta muzeum i ekspozycje kunsztów krajowych i które na wykładach pomieścić mogą nie tylko słuchaczy Uniwersytetu, ale i ciekawych.
Mówią te wszystkie wzmianki w “Kurierze” o głębokiej satysfakcji, jakiej doświadczali warszawiacy na myśl o nowej bazie naukowej, jaką stanowił Uniwersytet, nie zapominający przecież o zadaniu upowszechniania wiedzy i prezentowania jej najnowszych osiągnięć szerszemu ogółowi.
05
II
2014
#Aniela Kowalska
#Warszawa
#Uniwersytet Warszawski
#XIX wiek
#Kurier Warszawski
Z listu — najprawdopodobniej — Henrietty Ewy Ankwiczówny, włoskiej miłości poety (wówczas dziewiętnastoletniej…) wyjątek o Adamie Mickiewiczu:
Gdyby kiedy mogło zabraknąć z nim rozmowy, można by go jeszcze ująć i zachwycić muzyką: lubi ją równie jak poezję, wyznając, że jest jego główną namiętnością; chociaż sam wcale nie grywa, zna tak dobrze muzykę, jakby całe życie strawił na jej nauce; szzególnie unosi się nad dziełami Mozarta i Rossiniego.
04
II
2014
#Adam Mickiewicz
#Henrietta Ewa Ankwiczowna
#XIX wiek