Legenda z serii “o dobrym diable”, zapisana przez Seweryna Goszczyńskiego w Tarnowskiem (Dziennik podróży do Tatrów):
Pewien pan z okolic Tarnowa potrzebował ekonoma. Kiedy się tym kłopoce, przychodzi człowiek nieznajomy, powiada, że zowie się Iskrzycki i że szuka miejsca. Właśnie takiego było potrzeba; staje więc umowa bez trudu, a nawet podpisuje się kontrakt. Już go pan wręcza Iskrzyckiemu, kiedy postrzega, że jego przyszły ekonom ma pazury wcale nie ludzkie. Zmieszany zrazu, wahający się przez chwilę co począć, zbiera w końcu siły i zrywa całą umowę. Ale Iskrzycki ani chce słuchać, obstaje przy umowie, przysięga, że kontrakt raz podpisawszy, musi pełnić, do czego się zobowiązał, póki nie wysłuży czasu umówionego, po czym wychodzi i znika z oczu. Ale obiera sobie mieszkanie w jednym z pieców domu i stamtąd pełni swoją służbę jak najgorliwiej na każde zawołanie, tylko, że go nikt nie widzi. Państwo z początku bali się, powoli tak przywykli do Iskrzyckiego, tak się przekonali o jego przychylności, że wyjeżdżając z domu oddawali mu dzieci swoje w dozór. Ale sąsiedzi oburzali się na to posługiwanie się diabłem i głośno szemrali; zaniepokoiły te mowy najbardziej samą panią, zaczęła ona ze swej strony kłopotać męża, po długim wreszcie nastawieniu wymogła na nim, ażeby na jakiś czas opuścić to mieszkanie. W skutku tego postanowienia wzięto dzierżawę gdzieś za Wisłą i wyruszono ku niej. Otóż są już w podróży, radzi, że diabła sztuką podeszli. Nieszczęściem wypadło przebywać drogę tak złą w jednym miejscu, że powóz przechylił, a pani w przestrachu krzyknęła — aż tu odzywa się za powozem “Nie bój się, pani Iskrzycki z wami”. Państwo zdumieli się a razem poznali, że nie było sposobu uwolnić się od sługi tyle wiernego; zawrócili więc do domu i żyli z nim w dawnej zgodzie, dopóki nie nadszedł termin oznaczony kontraktem. Po tym czasie Iskrzycki opuścił dom na zawsze.
14
III
2014
#Seweryn Goszczynski
#Tatry
#XIX wiek
Fragment Dziennika podróży do Tatrów (!) Seweryna Goszczyńskiego poświęcony Dunajcowi:
Miejsca, gdzie znajdują się łososie, mają zaledwie niekiedy kilka kroków przestrzeni pokrytej wodą, którą zatrzymuje naturalna przeszkoda ze skały, a są tak płytkie, że rybak ręką bierze łososia. Taki połów jest prawdziwą walką człowieka z rybą, potrzeba niemałej siły, aby ją pokonać. Połów ten bywa czasem niebezpieczny; zdarzało się, że łosoś złapany i włożony za pazuchę, obwijał się w koło piersi i ściskał tak silnie człowieka, że gdyby nie prędki ratunek obecnych, byłby go udusił.
Bardziej bawi przypis redakcji Biblioteki Narodowej: “Opowiadanie oczywiście nieprawdopodobne”.
25
I
2014
#Seweryn Goszczynski
#Tatry
Z Dziennika podróży do Tatrów (tak!) Seweryna Goszczyńskiego:
Miasteczko Wojnicz leży przy tymże gościńcu o dwie mile od Tarnowa; małe a jeszcze mniej porządne jak wszystkie niemal miasteczka galicyjskie, wszakże bardzo dawne i historyczne. Autor dzieła Żywoty świętych polskich, które mam właśnie pod ręką, utrzymuje w życiu Bolesława Śmiałego, że żony niewierne mężom których wojna ruska i rozpusta kijowska trzymały zbyt długo za domem, obawiając się kar za przeniewierstwo małżeńskie, ogłoszonych i wymierzonych przez króla, okopały się w tym miejscu ze swoimi kochankami i zacięcie broniły się przeciwko oblegającym je siłom; zwalczono je na koniec, a Bolesław na pamiątkę tej niezwykłej wojny założył miasto i Wojniczem je nazwał. Bądź co bądź, to pewna, że miejsce to było warownią; ślady tego zachowują się dotąd w okopach niezwykłej wysokości na południe miasteczka, jak i w tym, że była kasztelania wojnicka.
Podanie powyższe o walce żon z mężami może się więcej odnosić, i w rzeczy samej lud je odnosi, do okopów które leżą o pół godziny drogi od Wojnicza ku Dunajcowi, na wierzchołku góry znacznie wyniesionej, która z tego powodu zowie się dziś według niektórych Babią Górą, a powszechniej Panieńską. Później miał tam stać zamek, zbudowany przez Królową Bonę i dany Firlejowi. Nie byłem jeszcze na tym zamczysku, ale mi powiadano, że okopy są nierównie przestronniejsze i wyższe od wojnickich.
19
XII
2013
#Seweryn Goszczynski
#Boleslaw Chrobry
#Tatry
Głośny wiersz Kazimierza Przerwy-Tetmajera Melodia mgieł nocnych z drugiego tomu Poezyj (a niżej — Czarny Staw Gąsienicowy Wojciecha Gersona):
(Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie…
Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,
Co nam ciała przeźrocze tęczą blasków nasyca,
I wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
I limb szumy powiewne i w smrekowym szept borze,
Pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
Dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.
Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie…
Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,
Lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,
Puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przeźroczą,
I sów pierzem puszystem, co w powietrzu krąg toczą,
Nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,
Jak my same, i w nikłe oplątajmy go sieci,
Z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,
Gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,
A wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,
Nim je zerwie i w pląsy znów pogoni nas skocznie…
18
XII
2013
#Kazimierz Przerwa-Tetmajer
#Tatry
#poezja
#malarstwo
#Wojciech Gerson
Z Dziennika podróży do Tatrów (!) Seweryna Goszczyńskiego fragment o relacjach damsko-męskich u podhalańskich górali XIX wieku:
Obyczaje Góralów w stosunku do kobiet nie są rozwiązłe, nie są też zbyt ostre. Góral pod tym względem ma wiele wyrozumienia. O zbrodniach z powodu miłości nie słychać; grzechy zdarzają się i trudne są do uniknienia przy rodzaju takiego życia, jakie prowadzi młodzież obojej płci, szczególniej przez lato, życia spólnego odosobnionego śród gór i lasów, w wolności zupełnej i prawie w bezczynności. Górale też między sobą nie są bardzo zazdrośni, nie wymagają od kobiet ścisłej niepokalaności. Dziewka mająca kilkoro dzieci może być pewna, że dobrze za mąż wyjdzie; dla porządnego gospodarza nie jest rzeczą obojętną mieć w dzieciach naturalnych swojej żony gotowych robotników; nadto mniemają, że podobne kobiety są prawie w ogólności dobre gospodynie.
W pierwotnej wersji tekstu autor wzbogacił swoje spostrzeżenia o jeszcze jeden ustęp:
Cnota Lukrecji niewiele ma u nich powabu; zwykle najlepiej wychodzi za mąż dziewka, która mężowi wprowadzi do pomocy w gospodarstwie kilkoro pasierbów. Jeżeli gdziekolwiek położenie rolniczego ludu mało płcie oddziela, to u Góralów najmniej. Nie przerazi tam dziewczyny całodzienne sam na sam z mężczyzną, przy trzodach śród gór i lasów przebywanie. Tę wyrozumiałość względem swoich dzieci mają nawet rodzice. Nic dziwnego, że matka rozkaże córce posłać na jej łożu dla gościa, ułoży ją obok niego i z uśmiechem “dobranoc” powie.
04
XII
2013
#Seweryn Goszczynski
#Tatry