Z Marii Dernałowicz Cudzego życia fragment o Władysławie Wężyku i cytat z Pauliny Wilkońskiej:
Gdy po jego powrocie z Krakowa znalazł się na polu wyścigowym, by oglądać nowy triumf Lady Standhope, generał-policmajster gwałtownie zareagował na jego obecność. Powodem była broda Władysława. Dla władz carskich broda stanowiła od dawna oznakę buntowniczych myśli i wszelkiej nieprawomyślności. Przecież nawet Emir Rzewuski musiał ściąć na wyraźny rozkaz Miłościwego Pana swoją słynną złotą brodę! Ale nie Wężyk! Gwałtowne upomnienia generał-policmajstra Sobolewa pozostawiły go uprzejmym, lecz upartym, wobec czego po krótkiej wymianie zdań żandarmi ujęli Władysława pod ręce i odstawili na rogatki. Bieg Lady Standhope się nie odbył. Nawiasem mówiąc, o to chyba księciu Paskiewiczowi chodziło, bo na zeszłorocznych wyścigach jego własny koń przegrał sromotnie z klaczą Wężyka. A Warszawa miała zabawę.
Zrobił się harmider wielki. Władysław Wężyk […] nazajutrz zaraz podał się o paszport emigracyjny. Trzeciego dnia po tym był u nas na pożegnanie — z brodą piękną jak zawsze, w czarnej czamarce. Widziałam go wtedy po raz ostatni. Chłopcy na ulicach z tej okoliczności wyśpiewywali świeżo zrymowiany krakowiak:
Kto chce na koniu swawolić,
Musi wprzód brodę ogolić.
30
XI
2013
#Wladyslaw Wezyk
#Maria Dernalowicz
#Paulina Wilkonska
Zdjęcia zrobione prawdopodobnie w okolicach 28 listopada 1941 roku przez Hansa-Joachima Flessinga. Na pierwszych dwóch zdjęciach Rynek Starego Miasta, na trzecim Pałac na Wodzie w Łazienkach Królewskich, na czwartym Teatr Narodowy, piątym — dworzec Warszawa Główna, czyli Warschau Hauptbahnhof.
29
XI
2013
#Warszawa
#XX wiek
Z eseju Ryszarda Przybylskiego Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych fragment o Tadeuszu Czackim:
Był […] Czacki osobliwością znaną naszej szlachcie. W czasach niepodległości Trybunał, “najwyższa dawnej Rzeczypospolitej władza sądownicza”, który działał “publicznie przy zgromadzonych słuchaczach”, na swoich posiedzeniach miewał często nadzwyczajnych gości. Chyba w roku 1784 Trybunał Lubelski podejmował aż dwie znakomitości: króla Stanisława Augusta i Tadeusza Czackiego, “którego poprzedziła sława obszernej nauki, osobliwie w skarbowych i prawnych przedmiotach”.
Kto znał Tadeusza Czackiego — czytamy w Pamiętnikach Kajetana Koźmiana — przypomni sobie, że potrzebował wielkiej mocy, aby po raz pierwszy go ujrzawszy, widząc jego powierzchowności nieustanne roztargnienie, kręcenie się, wyginanie, przy krótkim, prawie do ślepoty zbliżonym wzroku, nie ubliżył tak znakomitemu z talentów, z obszernej nauki, z niezmierzonej erudycji i zasług krajowych mężowi. Trybunał oddał mu cześć należną. Deputaci ruszyli z miejsca, krzesło mu przysunięto…
Niby dziwak, ale nie podziwiać go nie sposób. Tak też zapewne bywało, kiedy później jako wizytator i w gruncie rzeczy kwestarz zjawiał się w szkołach i klasztorach, dworach i pałacach. Co prawda, Kresy słynęły z obfitości oryginałów, których tam zresztą lubiono, ale w tym wypadku miły cudak przemieniał się godnego szacunku statystę. Skołowanej szlachcie przekonująco podsuwał zadania na najbliższą przyszłość. Po jego odjeździe oddychali z ulgą zadowoleni, że nie odwiedził ich polityczny szaleniec, lecz rozsądny kalkulator. Karol Sienkiewicz, który nasłuchał się opowieści o Czackim, kiedy pobierał nauki w Gimnazjum Wołyńskim w latach 1810-1812, pisał:
Główny cel misji, który Czacki sobie przyswoił, którym umysły niewolił, zmierzał do tego, aby edukację nie zamykać tylko w murach szkolnych, ale ją wiązać, spokrewnić z potrzebami kraju, z nakazem obywatelstwa, z obowiązkami całego życia. Kazał po szkołach wznowić utrzymywanie zapisów statystycznych, meteorologicznych, historycznych, wprowadzić naukę ogrodnictwa. […] Podawał kapelanm szkolnym materie do kazań. Nakłaniął popów, aby dzieci swoje do szkół oddawali. Marszałkom zalecał, aby na publicznych egzaminach bywali i aby do wyborów ci tylko byli przypuszczeni, którzy szkoły pokończyli. Słuchano go jak wyroczni. Czynem swoim, [czyli rangą] tajnego sowietnika [radcy tajnego] imponował policji. Nauką, odwagą i natarczywością — wszystkim.
28
XI
2013
#Tadeusz Czacki
#Ryszard Przybylski
#Kajetan Kozmian
#Karol Sienkiewicz
#Krzemieniec
Antoni Malczewski nie miał, zanim nie zabrał się do pisania Marii, szczęścia do poezji; krytycy, w tym Maria Dernałowicz, autorka popularnej Malczewskiego biografii, nie oceniaja wcześniejszych płodów jego pióra zbyt wysoko. Wyróżnia się na tym tle jednak wiersz O, jak przykro do swoich wracać bez nadziei…, opublikowany dopiero w 1876 roku w Ateneum (zaraz koło felietonu… starszego o kilka pokoleń Bolesława Prusa!):
O, jak przykro do swoich wracać bez nadziei!
Toczy się hucznie powóz w znajomej kolei,
Mija znane przedmioty, ojczyste zagony,
Ale widok ich dla mnie kirem osłoniony.
Ach, czemuż tak jak dawniej o szczęściu nie marzę?
Gdzież te, co się tak lubo uśmiechały, twarze?
Gdzie te serca, co czuły każde serca mego bicie?
Znikły — przez chwilę tylko ozdobiły życie —
Jak promień, co z obłoków na samotne góry
Błyśnie, i znów go skryją wiatrem gnane chmury,
Teraz cicho — żadne mnie nie witają głosy —
Tylko wiatr jęczy smutnie, uginając kłosy.
(Przy okazji: książka pani Dernałowicz bije rekordy w niechlujności wydania. Cytaty tłumaczone z języków obcych podawane są bez podpisu tłumacza, nigdzie np. nie znajdziemy noty, że Byron podawany jest w wersji Mickiewiczowskiej. Przypisów nie ma z racji popularnej formy książki, źródła jednak mogły być podane porządniej. I w końcu: Dernałowicz przepisała wiersz powyższy, zamieniając ostatnią kropkę na wielokropek — sugerujący w takiej sytuacji, że można spodziewać się dalszego ciągu utworu, i dopiero odnalezienie adresu bibliograficznego do Ateneum w przypisie do jednej z edycji Marii i sprawdzenie rzeczonego numeru pisma w bibliotece internetowej rozwiały wątpliwości — i mylące zabiegi interpunkcyjne Marii Dernałowicz.)
27
XI
2013
#Antoni Malczewski
#poezja
Z książki Adama Rzążewskiego Mickiewicz w Odessie (o wyprawie, z której poeta przywiózł Sonety krymskie):
Na pokładzie okrętu, a właściwie w kapitańskiej kajucie, przed odbiciem od lądu czekało podróżnych skromne śniadanie i Mickiewicz p. Kałusowskiego uprosił, żeby przed tą niebezpieczeństw pełną podróżą, śniadanie to, mogące mieć znaczenie stypy pogrzebowej, z nim podzielił. Szlachcic, Bogu ducha winien, nie przypuszczając podstępu, na propozycję się zgodził, a tymczasem, w czasie śniadania na prośbę poety podniesiono kotwicę, okręt na pełne morze wypłynął i zyskano wcale niechętnego i wcale mimo woli na niebezpieczeństwo puszczającego się towarzysza.
26
XI
2013
#Adam Rzazewski
#Adam Mickiewicz